Włoski SUV ponownie trafił w ręce firmy zajmującej się kompleksowymi modyfikacjami luksusowych i sportowych samochodów.
I tym sposobem powstało Lamborghini Urus Mansory Venatus. Dwa pierwsze słowa to oczywiście marka i model. Kolejne dwa są nazwą tego ambitnego projektu. W zasadzie można je stosować oddzielnie.
Przygotowany body kit jest bardzo inwazyjny stylistycznie – po prostu nie da się nie zwrócić na niego uwagi. Od razu rzuca się w oczy dwukolorowa tonacja lakieru oparta na bieli i czerni. Do tego te żółte „kontrasty” bijące zza szyb (tapicerka w kabinie) i felg (zaciski). Szaleństwo.
Zmodyfikowane zderzaki wyglądają, jakby samochód chciał pożreć potencjalne auto, które znajdzie się przed i za nim. Nie zabrakło też wlotów i wylotów powietrza, dwóch spojlerów, dyfuzora i nakładek progowych. Jest tu wszystko, co nie każdemu przypadnie do gustu.
Lamborghini Urus Mansory Venatus – oczarowało?
Wiele osób z pewnością będzie kręcić nosami na widok tego tworu, ale do układu napędowego raczej nie powinno być zastrzeżeń. Czterolitrowe serce generowało seryjnie 641 koni mechanicznych i 850 niutonometrów. Dzięki czarom tunera, ma teraz 900 koni mechanicznych oraz 1100 niutonometrów.
Te wartości czynią z Lamborghini Urus Mansory Venatus prawdziwego potwora na czterech kołach. Aż trudno uwierzyć, że duży SUV może przyspieszać do setki w 2,9 sekundy, ale takie są fakty. Prędkość maksymalna wynosi natomiast 323 km/h.
Dla porównania, seryjna sztuka rozwija 100 km/h w ciągu 3,6 sekundy i rozwija 305 km/h. Teoretycznie, nie są to duże różnice, ale na pewnym etapie ciężko wykrzesać nawet 0,1 sekundę i 10 km/h.
Mansory nie ujawniło, jaka jest cena tego odważnego, kompleksowego pakietu. Wiemy jedynie, że produkcja ograniczy się do 10 egzemplarzy, co oznacza, że tanio nie będzie.