Nikt nie chciałby niszczyć własnego, wyjątkowo rzadkiego samochodu. Jeszcze gorzej byłoby patrzeć, jak ktoś inny je uszkadza.
Niestety, właśnie tak się stało z jednym z egzemplarzy włoskiego samochodu sportowego. Właściciel zostawił LaFerrari pod opieką obsługi hotelu w Monako. Nie jest to nic nadzwyczajnego w tamtym miejscu.
Niestety, pracownik nie był w stanie okiełznać samochodu, choć z pewnością myślał, że jest inaczej. Duże prawdopodobieństwo, że zapomniał zabezpieczyć pojazd przed stoczeniem i pozostawił włączony silnik (na biegu).
Zostawił LaFerrari pod opieką obsługi hotelu
Na nagraniu widać, jak auto bez kierowcy zaczyna się przemieszczać. Pracownik po chwili wskoczył do kabiny, by zapobiec poważnym konsekwencjom, ale było już za późno. Wjechał samochodem w skutery.
Całe zdarzenie widział właściciel LaFerrari, który nie krył nerwów. Padły mocne słowa. W takich okolicznościach nie sposób się dziwić takiemu zachowaniu. W końcu mówił o samochodzie za kilka milionów. Warto podkreślić, że jednym z użytkowników jednośladu był skuterzysta, który musiał podskoczyć, by uniknąć potrącenia. Na szczęście nic mu się nie stało.
Samochód nie uległ poważnym uszkodzeniom, ale głębokie rysy na przednim splitterze z włókna węglowego i tak zwiastują pokaźne koszty naprawy. Nie ma za wielu LaFerrari w niebieskim kolorze, dlatego irytacja właściciela auta jest w pełni uzasadniona. Pan parkingowy pewnie do teraz ma problemy.
Przypomnijmy, że włoski samochód skrywa układ hybrydowy oparty na benzynowej jednostce o pojemności 6,3 litra. Wspiera ją silnik elektryczny. Potencjał systemowy tego zestawu to 960 koni mechanicznych i 970 niutonometrów maksymalnego momentu obrotowego.
Taka konfiguracja umożliwia osiąganie setki w 2,9 sekundy i rozwijanie 350 km/h. Te wartości robią wrażenie, podobnie jak cena. Dziś za LaFerrari trzeba zapłacić około 15 milionów złotych.