Nie jest tajemnicą, że na stacjach zdarzają się kradzieże. Najczęściej chodzi oczywiście o benzynę lub olej napędowy.
Złodzieje wykorzystują różne metody, by dokonać takich przestępstw. Najbardziej popularnym sposobem jest podjechanie pod dystrybutor samochodem z kradzionymi numerami rejestracyjnymi. Po zatankowaniu następuje zwyczajne odjechanie bez uregulowania należności.
W czasach pandemii ustalenie sprawców jest o tyle trudniejsze, że zamaskowane osoby nie budzą żadnych podejrzeń – wszyscy mają obowiązek zasłaniania twarzy w miejscach publicznych, dlatego nie da się dostrzec nietypowych postaci.
Nie rzucać się w oczy
W tym przypadku doszło do kradzieży w wersji „light”. Dwaj panowie w odblaskowych strojach oferowali swoją pomoc klientom stacji. Małe prawdopodobieństwo, że reprezentowali obsługę, co dowodzi ich późniejsze zachowanie.
Gdy klient zgadzał się na usługę i wchodził do budynku, proces tankowania stawał się delikatnie urozmaicony, czego przykład znajdziecie na poniższym nagraniu. Pistolet zintegrowany z dystrybutorem był wyjmowany z wlewu paliwowego i trafiał do podstawionej butelki. Gdy ta była już napełniona, tankowanie kończyło się standardowym odłożeniem „węża” na uchwyt.
Kradzież czy nieuwaga?
Mężczyźni nie brali od razu łupu. Zostawiali go do momentu aż kierowca odjedzie. Mogą więc zawsze powiedzieć, że zostali o to poproszeni, ale sam użytkownik pojazdu o tym zapomniał. Nikt w takich okolicznościach nie będzie szukał przecież człowieka, by wyjaśniać mu sprawę przejęcia kilku litrów paliwa.
Jesteśmy ciekawi, kiedy załoga stacji paliw zorientowała się, że coś jest nie tak. Taką metodą na mocno obleganej stacji można było zdobyć naprawdę spory litraż.