Niepożądane zdarzenia mogą mieć miejsce praktycznie wszędzie – nawet tam, gdzie nigdy wcześniej do nich nie dochodziło.
To zderzenie na terenie garaży jest kolejnym tego przykładem. Nierówna nawierzchnia, skromne prędkości i biały dzień – to wszystko pozwalało przypuszczać, że nic nadzwyczajnego nie może zaistnieć. I było to błędne myślenie.
Co spowodowało problem? Z pewnością można użyć różnych argumentów, ale fakt faktem, tylko jeden z uczestników ruchu jest tu winny. Jesteśmy ciekawi, czy została wezwana policja. Biorąc pod uwagę okoliczności, byłoby to nadgorliwym posunięciem. No chyba, że kierowcy nie doszliby do porozumienia, co również było prawdopodobne.
Zderzenie na terenie garaży
Materiał z samochodu jednego z uczestników kolizji przedstawia, jak nagrywający zamierza skręcić w prawo, skąd akurat nadjechał drugi kierowca. Jezdnia stworzona z betonowych płyt była na tyle wąska, że mieścił się na niej tylko jeden pojazd.
>Walka o miejsce parkingowe. „Chcesz z gazu dostać?” (wideo)
Auta znalazły się na kursie kolizyjnym. Niestety, kierowcy wyraźnie opóźnili hamowanie, co skończyło się kolizją. Kto powinien zostać uznany za winnego? Wydaje się, że za zderzenie na terenie garaży odpowiada autor nagrania.
Dlaczego akurat on? To najpewniej skrzyżowanie równorzędne, na którym obowiązuje zasada prawej ręki. Powinien więc ustąpić tym, którzy nadjeżdżają z prawej strony. Niestety, nie zrobił tego.
Musimy jednak wspomnieć o czynnikach, które należy uznać za łagodzące. Chodzi przede wszystkim o widoczność, którą ograniczały żywopłoty (krzaki?) oraz słońce, które świeciło akurat w twarz nagrywającego. To oczywiście nie zwalnia go z winy, ale jednak w pewnym stopniu tłumaczy, dlaczego w porę nie dostrzegł drugiego pojazdu (którego kierowca wyraźnie opóźnił hamowanie).