Zwolennicy tworzenia projektów na wzór oryginalnych samochodów sportowych nie zawsze wiedzą, jak się za to zabrać.
Ta nieudana replika Lamborghini to dobry tego przykład. Jak widać, jej właściciel wygląda na zadowolonego, co jest swego rodzaju pozytywnym akcentem całej historii. Niemniej jednak nie sposób pominąć kilku faktów na temat tej stylistycznej hybrydy.
Zacznijmy od tego, że to miało być Lamborghini. Jakie? Trudno jednoznacznie stwierdzić. Podejrzewamy, że Aventador, ale pewności nie mamy. Druga ważna informacja dotyczy bazy, za którą posłużyła Honda Civic. Bez względu na generację japońskiego kompaktu, to był po prostu zły pomysł.
Problemy u podstaw
Nie ma wątpliwości, że twórca tego nietypowego auta miał duże zdolności. Trzeba było włożyć mnóstwo pracy żeby uzyskać taki efekt. Wrażenie robią drzwi otwierane do góry i dach, który składa się automatycznie. Szybko można więc zmienić coupe w kabriolet.
Kokpit został niemal w całości zaadoptowany z Hondy Civic ósmej generacji. Co ciekawe, we wnętrzu zachowano dwa rzędy siedzeń, dlatego wciąż można jeździć w pięć osób.
To oczywiście nie zmienia faktu, że popełnione zostały błędy już na samym początku. Przede wszystkim nie zachowano dobrych proporcji. Przez to auto wygląda karykaturalnie. Nawet jeśli rozstaw kół zostałby zwiększony, to i tak nie udałoby się ukryć wad konstrukcyjnych rzutujących na całość.