Każdy, kto był w wesołym miasteczku, to z pewnością spotkał na swojej drodze tzw. samochodziki do zderzania.
Te nietypowe pojazdy zasilane elektrycznie (za pośrednictwem metalowego pręta) do dziś dają sporo frajdy – warto dodać, że osobom w różnym wieku. Ich budowa jest stosunkowo prosta, dlatego trudno mówić o zaawansowanej technologii. Kluczem jest jednak wytrzymałość.
Pewna rodzina postanowiła przebudować dziesięć egzemplarzy tzw. „bumper cars” (zderzakowe auta) w taki sposób, by otrzymały homologację drogową. Brzmi to kuriozalnie, ale rzeczywiście tak było. Najlepsze jest to, że udało im się osiągnąć cel i zarejestrować wszystkie.
Z toru na drogi
Zacznijmy od tego, że za projektami stoi Tom Wright, który początkowo chciał przywrócić zabawkom dawną świetność. Potem jednak wpadł na znacznie bardziej ambitny pomysł. Wszystkie były wyraźnie zmęczone trudami pracy w wesołych miasteczkach. Najstarsza sztuka pochodzi z lat 80. Zdolny inżynier odnowił zardzewiałe nadwozia i uzupełnił konstrukcje pomocniczymi ramami, w czym przydały się zdolności spawalnicze.
Każdy z pojazdów otrzymał silnik o pojemności 0,5 litra pochodzący z motocykli Kawasaki. Współpracuje z nim 6-biegowa przekładnia manualna. Aby otrzymać odpowiednie papiery, konieczne było wyposażenie samochodzików w kierunkowskazy i pełne oświetlenie. Autor wyposażył je także w niezależne zawieszenie z tyłu. Cały proces twórczy trwał około roku.
Efekt jest niesamowity. Widok takich niezwykłych maszyn tuż obok jadących samochodów jest czymś, co trudno porównać do jakichkolwiek innych doświadczeń. Sami zobaczcie: