Wydaje się, że kierowcy zawodowi powinni być wzorem do naśladowania ze względu na swoje doświadczenie. Niestety, często jest na odwrót.
Ta historia jest kolejnym przykładem lekkomyślności, z którą można zderzyć się w tym zawodzie – dosłownie i w przenośni. Wyprzedzanie TIR-em przy ograniczonej widoczności to skrajna głupota. Tym bardziej wtedy, gdy chodzi o znalezienie się przed innym wielotonowym zestawem.
Warto w tym miejscu dodać, że zdarzenie miało miejsce na drodze krajowej, która posiada jezdnię dwupasmową – po jednym pasie w obu kierunkach. Krótko mówiąc, podejmowanie się takiego manewru w trudnych warunkach pogodowych jest skrajnym ryzykiem.
Niewiele brakowało do zderzenia czołowego
Mimo tego, ten kierowca zawodowy podjął się wyprzedzania. Wydaje się, że widoczność sięgała około 40 metrów, co nie jest przesadnie dużą odległością biorąc pod uwagę rozpędzone pojazdy zbliżające się do siebie.
Okazało się, że z przeciwka nadjeżdżał inny pojazd ciężarowy. Jego kierowca na szczęście dostrzegł we mgle światła i zjechał maksymalnie w prawo. Pobocze było na tyle szerokie, że wyprzedzający zmieścił się na trzeciego.
Manewr trwał tak długo, że kolejne auto, tym razem osobowe, też musiało skorzystać z pasa awaryjnego, by nie doszło do zderzenia czołowego.
Zachowanie kierowcy zawodowego było w tym przypadku skrajną nieodpowiedzialnością. Pamiętajmy, by nie podejmować takiego ryzyka w trudnych warunkach – bez możliwości trafnej oceny odległości od zbliżających się pojazdów.