Takie historie za każdym razem przyspieszają bicie serca. Budzą również wiele myśli, które wiążą się z jednym pytaniem: jak do tego doszło?
Życie pisze różne scenariusze… Skupmy się jednak na tym niezwykłym znalezisku. To Ferrari 365 GTB/4 z 1969 roku, znane również jako „Daytona”. Dwa lata po wyprodukowaniu, prezentowany egzemplarz został sprowadzony do Japonii, gdzie do tego czasu był w rękach trzech właścicieli. Ostatni z nich, Makoto Takai miał go od 1980 roku i jak widać, nie użytkował zbyt intensywnie…
Dziś włoski supersamochód legitymuje się przebiegiem 36 390 km. Przez 2-3 dekady auto stało w bezruchu, ale okazuje się, że jest w lepszym stanie, niż wskazuje na to kurz i kilka ognisk korozji. Jego sercem jest 4,4-litrowe V12 generujące 353 KM – konstrukcja nie wymaga remontu.
Ten model jest sam w sobie wyjątkowy, ale tym razem mamy do czynienia z naprawdę niesamowicie pożądaną sztuką. W sumie wyprodukowano 1200 egzemplarzy 365 GTB/4, ale zaledwie 5 wyposażono w aluminiowy korpus. I właśnie to jest jeden z nich. Co jeszcze bardziej istotne, to jedyne auto z tej piątki, które otrzymało homologację drogową. Poza tym, auto ma reflektory z plexiglasu, ręcznie tworzone nadwozie, elektryczne szyby, skórę Nero we wnętrzu i piękny lakier Rosso Chiaro.
Na tym nie koniec rewelacji. Pierwszym właścicielem egzemplarza o numerze 32 był Luciano Conti, czyli przyjaciel Enzo Ferrari. Marcel Massini, ekspert włoskiej marki, potwierdził autentyczność i oryginalność samochodu. To wszystko sprawia, że ma ono ogromną wartość. Już 9 września odbędzie się jego licytacja, którą poprowadzi RM Sotheby’s. Spodziewana cena? Ponad 6 mln złotych.
Źródło: RM Sotheby’s