Niektóre mniej popularne samochody starają się zdobyć uznanie poprzez podobieństwo to bardziej renomowanych modeli. Tak też jest w tym przypadku. Niektórzy twierdzą, że prezentowany pojazd wygląda, jak SUV Lamborghini. I rzeczywiście, widać zbliżone motywy, ale nie ma mowy o kopii czy replice. Tyle jednak wystarczy, by zwracał na siebie uwagę.
Wygląda jak SUV Lamborghini, ale nim nie jest
Fakt, z daleka można się pomylić po dostrzeżeniu pasa przedniego. Z bliska nie ma już jednak wątpliwości. Forthing T-Five wygląda jak SUV Lamborghini, ale tylko przez moment w tylnym lusterku na autostradzie. Tak czy inaczej, warto zainteresować się tym modelem, bo oferuje sporo za niewielką sumę.
Zacznijmy od marki, bo na pewno nie wszyscy wiedzą o jej istnieniu. Należy do koncernu Donfeng i jest jedną z kilkunastu, które ostatnio zadebiutowały w naszym kraju. To pokazuje, jak duża jest ekspansja z Państwa Środka.

Opisywany model może i trochę wygląda, jak SUV Lamborghini, ale pod względem gabarytów zdecydowanie mu ustępuje, co potwierdzają liczby. T-Five ma 4565 milimetrów długości, 1860 milimetrów szerokości i 1690 milimetrów wysokości. Jego rozstaw osi to dokładnie 2715 milimetrów.
Mówimy więc o modelu reprezentującym segment C. Jego potencjalnymi rywalami są Renault Austral, Peugeot 3008, Volkswagen Tiguan i Hyundai Tucson. W tej klasie znajduje się naprawdę mocni gracze cieszący się popularnością. Nie będzie zatem łatwo się przebić.
Forthing T-Five – wnętrze
Kabina chińskiego modelu już nie wygląda, jak w SUV-ie Lamborghini. Jest oczywiście mniej widowiskowo, ale warto docenić indywidualny projekt, który może się podobać. Łączy nowoczesność z niezłą ergonomią. Poza tym, wydaje się estetyczny i znacznie ciekawszy, niż u znaczącej części konkurentów.
Zegary są cyfrowe i mają ciekawe motywy. Osadzono je w tym samym panelu, co dotykowy ekran multimedialny. Nieco niżej, już na tunelu środkowym, znalazł się fizyczny panel klimatyzacji, który znacząco ułatwia obsługę.

Kierownica wydaje się najmniej atrakcyjnym elementem całości. Jej zaletą jednak są klasyczne klawisze na ramionach. Jeżeli chodzi o jakość materiałów, to wpisuje się w klasową średnią. Krótko mówiąc, bez rewelacji. Spasowanie jest całkiem niezłe.
Poziom praktyczności jest wysoki. Oprócz schowków, Forthing T-Five oferuje pojemne kieszenie, wnęki na butelki, gniazda USB czy nawet uchwyt na telefon. Jak widać, może pełnić rolę auta rodzinnego.
Wygląda jak SUV Lamborghini, choć ma mniej mocy
Coś, co choć trochę wygląda jak SUV Lamborghini, powinno oferować spory potencjał napędowy – przynajmniej teoretycznie. Pamiętajmy jednak, że wciąż mówimy o kompaktowym SUV-ie, który musi pozostać pragmatyczny. I taki właśnie jest ten model.
Pod maską T-Five mieszka benzynowy, doładowany silnik o pojemności 1,5 litra, który oddaje do dyspozycji 177 koni mechanicznych i 260 niutonometrów. Jak podaje producent, to jednostka pochodząca z Mitsubishi.

Spalinowa konstrukcja została bazowo zintegrowana z siedmiobiegową skrzynią dwusprzęgłową. Zadaniem tej drugiej jest przenoszenie mocy na przednią oś. Wariant AWD nie występuje w prezentowanym modelu.
Osiągi prezentowanego modelu są całkiem niezłe. Chiński SUV przyspiesza do 100 km/h w równe 9 sekund i rozpędza się do 180 km/h. Ten drugi wynik jest związany z elektronicznym ogranicznikiem, który został seryjnie zamontowany.
Jeżeli chodzi o zużycie paliwa to zgodnie z danymi technicznymi wynosi 7,4 litra. Podejrzewamy zatem, że w warunkach rzeczywistych trzeba spodziewać się nieco wyższego rezultatu. Jakiego? Być może przyjdzie nam to sprawdzić w regularnym teście.
Kosztuje mało, a (trochę) wygląda jak SUV Lamborghini
Co ciekawe, wspomniany układ napędowy jest jedynym dostępnym, co oznacza, że znajduje się także w bazowej konfiguracji. Jak już wspomnieliśmy, Forthing T-Five stanowi wydatek 135 900 złotych. Ta kwota dotyczy rocznika 2025.
Oprócz 177-konnego silnika, automatu i przedniego napędu, klient otrzymuje pełne wyposażenie. I to jest niemałą sensacją. Producent uznał, że lepiej zaoferować wszystko w podstawie, bo tak łatwiej przekonać klientów. Dopłaty wymaga tylko lakier (od 2900 do 5400 złotych). Ten fabryczny, czyli czarny, jest w cenie.
Czas spojrzeć na listę zastosowanych rozwiązań. Jedyna dostępna wersja oferuje m.in.: wszystkie oferowane systemy wsparcia, asystentów jazdy, cyfrowe wskaźniki (12,25 cala), dotykowy ekran multimedialny (12,25 cala), kamery 360 stopni, sześć głośników, wielofunkcyjną kierownicę, porty USB, adaptacyjny tempomat, selektor trybów jazdy, automatyczną klimatyzację, elektrycznie regulowane fotele, czujniki parkowania (przód i tył), dostęp bez kluczyka, klimatyzowany schowek, 19-calowe felgi aluminiowe i dach panoramiczny z funkcją otwierania.
Tej oferty naprawdę nie da się porównać do europejskich, japońskich, a nawet koreańskich konkurentów. Forthing T-Five oferuje świetny stosunek ceny do wyposażenia i napędu. Powinien być coraz częstszym bywalcem polskich dróg.