Poprzednia generacja kultowego modelu z Wolfsburga uchodzi za tę najlepszą. Nie wszyscy wiedzą, że była również dostępna w wersji elektrycznej.
To właśnie Volkswagen e-Golf pokazał, że może lepiej przyspieszać, niż Ferrar 296 GTB. Brzmi to co najmniej kontrowersyjnie, ale takie są fakty. W czym tkwi haczyk? W określonych warunkach, które sprzyjają niemieckiemu kompaktowi. Ale po kolei…
Wspomniany model włoskiego producenta to hybryda plug-in. To oznacza obecność sporej baterii, a co za tym idzie – możliwość poruszania się w trybie elektrycznym na krótkich dystansach zwykle sięgających kilkudziesięciu kilometrów.
Ferrari 296 GTB posiada podwójnie doładowany silnik benzynowy V6 o mocy 654 koni mechanicznych. Uzupełnia go jednostka elektryczna, która generuje 165 koni mechanicznych. Volkswagen e-Golf ma natomiast tylko konstrukcję elektryczną wytwarzającą 136 koni mechanicznych.
Dziennikarz motoryzacyjny, Jason Cammisa, opublikował w sieci nagranie, na którym pokazuje krótki wyścig „z rolki”, w którym biorą udział wyżej wymienione samochody. Warunek? Tryb elektryczny.
Oczywistym jest, że po aktywacji silnika spalinowego, e-Golf nie miałby żadnych szans. To jednak nie zmienia faktu, że możemy mówić o zaskoczeniu, bo w trybie elektrycznym, mając wyraźnie mniej mocy, zostawił w tyle włoski samochód sportowy.
Jak oświadczył żartobliwie dziennikarz: „Podczas tego wyścigu nie ucierpiało żadne ego. I żadne paliwo nie zostało spalone”. To pocieszające. Jeżeli jednak byłby prawdziwym właścicielem Ferrari i uczestniczyłby w wyścigu, to podejrzewamy, że spalinowa jednostka zostałaby obudzona, by nie zaburzać „hierarchii” na drodze.
To oczywiście żart. Ego posiadacza bolidu drogowego wartego kilka milionów nie powinno być tak słabe, by ulegać prowokacjom właścicieli innych, a tym bardziej dużo słabszych maszyn. To jednak teoria. W praktyce bywa z tym różnie…
Wyświetl ten post na Instagramie