Ekologiczne lobby skutecznie podnosi ciśnienie znanym producentom motoryzacyjnym i tak naprawdę działa na niekorzyść całej Europy, choć nie każdy zdaje sobie z tego sprawę.
Oczywistym jest, że wszyscy chcemy oddychać czystszym powietrzem. To jednak nie może być oderwane od uwarunkowań, jakie aktualnie panują. Nietrudno więc odnieść wrażenie, że normy Euro 7 są przesadnie rygorystyczne.
Są one tak napisane, by eliminować coraz większą liczbę aut spalinowych. Efekt jest taki, że Skoda Fabia z małolitrażowym silnikiem benzynowym może zostać wycofana, ale 500-konny, 2,5-tonowy SUV z napędem hybrydowym utrzyma się na rynku. I gdzie tu logika? My nie wiemy, ale się domyślamy.
Złagodzone Euro 7
Nierozsądne prawo UE to także wsparcie (celowe lub przypadkowe) chińskich koncernów. W jaki sposób? Normy Euro 7 kierują renomowane firmy ze Starego Kontynentu w stronę aut elektrycznych na baterie litowo-jonowe. To oznacza, że konieczne jest przeprowadzenie kosztowych zmian – od projektowania, poprzez produkowanie, aż do sprzedaży.
Można pokusić się o stwierdzenie, że znane i pożądane marki będą w pewnym sensie zaczynać od zera. Tymczasem chińskie przedsiębiorstwa na tym zyskają, ponieważ mają tańszą siłę roboczą i łatwiejszy dostęp do niezbędnych surowców. Skoro wszyscy startują od nowa, to oczywistym jest, że lepsze oferty zaoferują te przedsiębiorstwa, które mają mniejsze koszty.

Teoretycznie, Europejczyk może przecież jeździć chińskim autem. Problem w tym, że im większa ekspansja takich wynalazków, tym trudniej będzie utrzymać przy życiu dotychczasowych producentów znajdujących się na Starym Kontynencie. A to może poskutkować bankructwami, zamknięciami fabryk i zwolnieniami setek tysięcy pracowników. Nie mówimy więc o samym biznesie, tylko o całej gospodarce i skutkach społecznych.
>Chińskie marki wkrótce podbiją Europę. Trzeba „podziękować” lobbystom i politykom
Niektóre koncerny (na przykład Stellantis i Volkswagen) coraz głośniej krytykowały nowe normy emisji spalin. Euro 7 jest dla nich sprzeczne z interesami praktycznie całej branży. Nacisk na polityków poskutkował w końcu pewnymi zmianami.
Chodzi o to, by nie wprowadzać istotnych zmian w stosunku do Euro 6 dla samochodów osobowych i dostawczych. Poważniejsze restrykcje mają natomiast dotyczyć aut ciężarowych i autobusów.
Decyzja na ten temat jest oficjalna, ale znajduje się na początku procesu zatwierdzania. Co istotne, Rada Unii Europejskiej wydała już akceptację, ale ostateczny kształt ustawy będzie dopiero omawiany przez Parlament i Komisję Europejską. Pozostaje więc uzbroić się w cierpliwość i liczyć, że ekologiczne lobby nie wykona „kreciej roboty”.