Samochody elektryczne mają długą listę zalet, ale nie brakuje im również wad. Część z nich związana jest z infrastrukturą.
Przekonał się o tym ukraiński kierowca Tesli, który utknął w Rumunii kilometr od stacji ładowania. Takie historie nie są rzadkością, szczególnie w krajach nieco mniej rozwiniętych gospodarczo. Co wtedy można zrobić? Liczyć na wsparcie i empatie dobrych osób.
Podejrzewamy, że użytkownik amerykańskiego auta elektrycznego jechał maksymalnie oszczędnie, ale to nie wystarczyło, by uniknąć problemów. Skorzystał z przedłużacza i energii udostępnionej przez zarządcę stacji paliw. Co ciekawe, auto było zatrzymane na pasie ruchu, co spowodowało pewne utrudnienia.
Ładowarki? Wolne, zajęte albo nie działają
Może to przesadnie pesymistyczna wizja, ale nie brakuje takich opinii użytkowników pojazdów na prąd – również w Polsce. Nawet kluczowa aglomeracja, czyli Warszawa ma wyraźne braki w tej materii. Korzystanie z ładowarek komercyjnych bywa czasochłonne i drogie zarazem. Można też trafić na nieczynne lub niedziałające urządzenia.
Osoby korzystające z aut elektrycznych to zazwyczaj „miastowi”. W takich lokalizacjach jest więcej mieszkań niż domów z garażami, dlatego liczba prywatnych wallboxów, czy darmowych stacji na podziemnych parkingach jest stosunkowo niewielka. Z kolei na wsiach istnieje znikoma liczba zwolenników aut elektrycznych. I trudno temu się dziwić.
Liczymy, że infrastruktura związana z ładowarkami zostanie rozwinięta, a sama technologia pójdzie na tyle do przodu, że czas uzupełniania energii w bateriach zostanie wyraźnie skrócony. Inaczej nie będzie to wszystko miało sensu, chyba że ktoś jeździ jedynie „wokół komina” i traktuje pojazd na prąd jako drugi albo trzeci w rodzinie.
Ceny prądu i paliw idą w górę, co również warto uwzględnić. Taniej raczej nie będzie, dlatego należy dokładnie obliczyć, czy korzystanie z auta elektrycznego ma w Polsce sens. Pomijamy aspekt ekologiczny, bo w przypadku krajowej infrastruktury energetycznej opartej na węglu trudno mówić o logice.