To zdarzenie było niezwykle niebezpieczne, ale jest też dobrym materiałem do analiz w szkołach jazdy. Zdania na temat wskazania sprawcy są podzielone.
Nie ma wątpliwości, ze tragedia wisiała w powietrzu. Nagrywający prowadził ciężarówkę, gdy zaczął wyprzedzać go pojazd osobowy niemieckiej marki. Z bocznej ulicy wyjechał nagle kierowca Hondy, który nie spodziewał się zagrożenia.
Tym sposobem wyprzedzający znalazł się na kursie kolizyjnym z japońskim autem. Nagrywający dostrzegł, do czego może dojść, dlatego zaczął hamować i trąbić. W tych okolicznościach nie mógł zrobić niczego więcej.
Kierowca Mercedesa zdążył wrócić na swój pierwotny pas. Internauci spekulują na temat winy. Kto by ją ponosił, gdyby doszło do wypadku? Perspektywa świadka nie daje pełnego obrazu sytuacji.
Zacznijmy od tego, że linia przerywana nie zabraniała wykonania manewru. Prędkość kierowcy srebrnego pojazdu była na pewno większa niż 50 km/h. Nagrywający wyjeżdżał natomiast ze strefy ruchu.
Policja nie powinna mieć wątpliwości. To kierowca Hondy zawinił. Niemniej jednak drugi uczestnik zdarzenia zachował się lekkomyślnie. Podjął bardzo duże ryzyko nie mając przy tym praktycznie żadnego zysku.
Lepiej nigdy nie postępować w taki sposób. Pośpiech to zły doradca. Jazda z takimi prędkościami i wyprzedzanie w terenie zabudowanym to maksymalizowanie ryzyka. Warto o tym sobie przypomnieć, gdy pojawi się chęć nadrobienia kilku minut.