Coraz większa liczba kierowców dochodzi do wniosku, że słuszna idea przerodziła się w ideologię, która nie tylko zmniejsza komfort użytkowania, ale przede wszystkim może osłabić gospodarkę i doprowadzić do licznych zwolnień.
Czy kierunek, w którym zmierza globalny przemysł motoryzacyjny jest słuszny? Zmniejszenie emisji to oczywiści rozsądne posunięcie. Niestety, aktualnie stosowane metody związane z samochodami wydają się ryzykowne – że nie powiedzieć „nietrafione”. Nic więc dziwnego, że Toyota krytykuje nakaz sprzedaży aut elektrycznych.
Japoński koncern długo opierał się przed wprowadzeniem pierwszego auta z napędem akumulatorowym. Dziś ma już takie propozycje w ofercie, którą chce poszerzać. To jednak nie zmienia faktu, że uzależnienie się od jednego rodzaju źródła mocy jest bardzo niebezpiecznym posunięciem – i to na wielu płaszczyznach.
Toyota krytykuje polityków Kalifornii
W Europie najłatwiej dostrzec forsowanie ideologii, co nie oznacza, że tylko u nas są zadatki na destrukcję rynku samochodowego. Kolejnym przykładem może być Kalifornia, gdzie rządzący zamierzają wprowadzić nakaz oferowania gamy, w której 35 procent modeli stanowią hybrydy plug-in lub wersje w pełni elektryczne.
Ma to wpłynąć na wzrost sprzedaży samochodów na prąd. Czy odzwierciedlają to aktualne trendy rynkowe? Stany są zróżnicowane, dlatego nie ma jednej odpowiedzi. W przypadku Kalifornii nie jest to oczywista sytuacja.
Nowe prawo ma obowiązywać od początku 2026 roku. Co 12 miesięcy będzie zaostrzane – tak, aby w 2035 roku osiągnąć 100 procent w tym zakresie. To oznacza, że Kalifornia wybrała ścieżkę Unii Europejskiej.
Debata jednak trwa, co oznacza, że jeszcze wiele może się zmienić. Na przykładzie Starego Kontynentu doskonale widać, że naciski polityczne na producentów mogą wymusić zmianę oferty produktowej, ale to nie idzie w parze z oczekiwaniami klientów, którzy wciąż nie są zainteresowani autami elektrycznymi w takim stopniu, by mówić o sukcesie sprzedażowym.
Pamiętajmy, że nakazy związane z tak dużymi wydatkami mogą dać efekt odwrotny do zamierzonego. To samo można powiedzieć o dotacjach, po których wycofaniu popyt na elektryki dodatkowo spada. Krótko mówiąc, produkt nie broni się sam, a nabywcy są nauczeni, że państwo dopłaca do takiego wyboru, więc bez sensu samemu ponosić koszty.