Jest to koncept, ale istnieje bardzo duże prawdopodobieństwo, że doczeka się seryjnego modelu. Toyota FT-Me, bo o niej mowa, ma skromne gabaryty i powstała z myślą o typowo miejskim użytkowaniu. Takie auta z napędami elektrycznymi mają sens – tylko takie (przynajmniej na tym etapie rozwoju).
Toyota FT-Me Concept – nowa nisza
Ten design przypomina futurystyczną wersję pojazdów na kategorię, która umożliwia użytkowanie ich przez nastolatków. Do tej pory był to rynek dla takich marek, jak Ligier czy Aixcam, ale Toyota FT-Me udowadnia, że najwięksi producenci też widzą potencjał w tym segmencie.
Dlaczego akurat teraz? Chodzi o zmianę trendów, która jest połączona z nowymi przepisami forsowanymi przez liczne rządy – najbardziej te europejskie. Gamy modelowe ulegają elektryfikacji, bo trzeba zmniejszyć średnią emisji CO2. I to pierwszy powód.

Drugim jest dostosowanie koncepcji napędowej do potrzeb klientów. Montowanie układu akumulatorowego do dużego SUV-a mija się z celem, bo ogranicza jego użyteczność. To z kolei wpływa na popyt, czego najlepszym przykładem jest Audi Q8 e-tron.
Właśnie dlatego taki rodzaj napędu najlepiej pasuje do aut miejskich, które zazwyczaj są wykorzystywane na krótkich dystansach, zajmują niewiele miejsca i nie wymuszają dodatkowych postojów pod ładowarkami.
O potencjale takich aut może świadczyć coraz większa popularność Citroena Ami i Fiata Topolino. Warto podkreślić, że to bliźniacze konstrukcje, które powstają pod skrzydłami tego samego koncernu, czyli Stellantis.
Futurystyczna prostota
Jak już wspomnieliśmy, Toyota FT-Me Concept prezentuje się uroczo. Trudno jednak traktować ją poważnie, co nie oznacza wady. To po prostu miejski środek transportu, który ma zapewnić akceptowalny komfort i niezależność.
Front wyróżnia się wysuniętymi błotnikami, które delikatnie przypominają kleszcze. Wyżej wkomponowano lampy, które są częścią odstającego panelu z nazwą marki. Przywodzi to na myśl Multiplę, ale wygląda nieco lepiej.
Profil ujawnia wyjątkowo skromne gabaryty tego pojazdu – drzwi zajmują większość długości. Skłamalibyśmy stwierdzając, że jest to zgrabny model. Jego sylwetka to trochę pokraczna, acz nowocześniejsza wersja Smarta Fortwo.
Tył też jest widowiskowy. Lampy osadzono nad szybą. Klapą jest sama szyba – jak w Aygo X. Niżej dominują masywne, zaokrąglone błotniki. Uwagę zwracają także koła, których częścią są kołpaki. W tym miejscu należy zaznaczyć, że Toyota FT-Me ma niecałe 2,5 metra długości.
Toyota FT-Me od wewnątrz
Kabina jest maksymalnie przeszklona, co poprawia widoczność i zapewnia wydajne doświetlenie. Kokpit jest minimalistyczny, jak cała karoseria. Kierownica ma prostokątny kształt, co raczej nie zostanie przeniesione do seryjnego modelu.

Zegary mają cyfrową formę, a swoją wielkością przypomina smartfon. Niewykluczone, że to właśnie urządzenie mobilne będzie dysponowało dedykowaną aplikacją, która zapewni możliwość korzystania z różnych funkcji pojazdu.
Ciekawostkę, która ma sens stanowią panele słoneczne umieszczone na dachu. Według producenta, są one w stanie zwiększyć zasięg o 20-30 kilometrów. To oznacza, że na pełnym ładowaniu można pokonać około 130 kilometrów. Osiągi są oczywiście umiarkowane. Aby spełnić wymogi homologacyjne klasy L6e, Toyota FT-Me Concept rozpędza się do 45 km/h.
Według nieoficjalnych informacji, wersja produkcyjna może trafić na rynek jeszcze w tej dekadzie. Spodziewamy się debiutu w okolicach 2028 roku. Cena pozostaje znakiem zapytania, ale równowartość 10 000 euro wydaje się realna.