Ta nazwa ma dopiero kilka lat, a już jest doskonale znana przez licznych klientów i fanów japońskiej marki. Teraz będzie kojarzona z nową wersją nadwoziową, która wiąże się również z innym układem napędowym. Toyota C-HR Plus chce zadomowić się na polskim rynku. Czy osiągnie sukces? Na pewno nie taki, jak konwencjonalna konfiguracja.
Nowa C-HR z bliska
Dopisek w dobrze znanej nazwie był już używany w innych modelach – choćby w Priusie. Oznaczał wtedy większe nadwozie. W tym przypadku jest dokładnie tak samo. Toyota C-HR Plus ma pokaźniejsze gabaryty, ale zakres zmian jest znacznie szerszy, niż może się wydawać. Nie wszystkie jednak zostaną docenione przez dużą grupę polskich nabywców.
Jeżeli chodzi o stylistykę, to nie ma powodów do narzekania. Nowy model wpisuje się w aktualny nurt designu, co oznacza liczne przetłoczenia i oryginalne elementy oświetlenia. Do tego dochodzi dynamiczna linia, która może się podobać.

Pas przedni zdobią reflektory w kształcie litery „C”. Podobne zagościły w najnowszym wydaniu Camry. Do tego dochodzi masywny zderzak, który został pozbawiony klasycznego grilla. Zamiast niego jest lity plastik, co wygląda przeciętnie.
Tył jest znacznie odważniejszy, co uwydatnia pas świetlny z ładnym wypełnieniem LED. Do tego dochodzi wyraźnie pochylona szyba, która sąsiaduje z szerokimi słupkami. Uwagę zwraca także masywna osłona zderzaka.
Toyota C-HR Plus – dane techniczne
W tym miejscu warto wskazać liczby, które dokładnie określą różnice, między tym modelem, a zwykłą C-HR. Otóż, wariant „Plus” jest o 16 centymetrów dłuższy. Projektanci nie tylko zwiększyli nadwozie, ale też rozstaw osi, który urósł o 11 centymetrów (2750 milimetrów). Możemy więc mówić o pełnoprawnym kompakcie, a nie segmencie B+.
Choć nazwa sugeruje pokrewieństwo z bestsellerem marki, Toyota C-HR Plus bazuje na zupełnie innej platformie. To konstrukcja e-TNGA 2.0, którą wykorzystuje również model bZ4X. Nie ma w tym nic dziwnego, skoro mówimy o samochodzie w pełni elektryczny.

Bazowa wersja ma oferować jeden silnik elektryczny generujący 165 koni mechanicznych, co przekłada się na setkę w 8,6 sekundy. Motor jest zintegrowany z baterią o pojemności 57,7 kWh. Ze wstępnych danych wynika, że zasięg wyniesie 455 kilometrów (w cyklu WLTP).
Alternatywą ma być mocniejszy, jednosilnikowy wariant, który zaoferuje 221 koni mechanicznych i większy akumulator trakcyjny (77 kWh). On także dysponuje napędem na przednią oś, ale też lepszymi osiągami. Pozwala przyspieszać do 100 km/h w 7,4 sekundy i pokonywać 600 kilometrów na jednym ładowaniu.
Topowa konfiguracja dysponuje dwiema jednostkami i napędem na obie osie. Potencjał systemowy układu to aż 338 koni mechanicznych. Takie wydanie osiąga setkę w 5,2 sekundy. Uzupełnia je bateria o pojemności 77 kWh, co przekłada się na 525 kilometrów zasięgu.
Ile będzie kosztować C-HR Plus?
Tego jeszcze nie wiadomo, choć należy zaznaczyć, że amplituda cenowa powinna być spora ze względu na trzy warianty napędowe i podobną liczbę wersji wyposażeniowych. Wszystko powinno być jasne za kilka tygodni.
Możemy jednak przypuszczać, że będzie znacznie droższa od hybrydowej C-HR, ale za to tańsza, niż wspomniana bZ4X, bo plasuje się pod nią w gamie. Możemy więc założyć, że jej ceny będą startować od około 160 tysięcy złotych.
Pamiętajmy, że to model elektryczny, co może wiązać się z dopłatami rządowymi, które znacząco obniżą potencjalny wydatek. Trzeba jednak uzbroić się w cierpliwość i zaczekać na oficjalną ofertę polskiego oddziału tej marki.