Kolekcjonowanie to popularne zajęcie dla wielu osób. Zbierać można tak naprawdę wszystko i w każdej kategorii znajdą się tzw. „święte Graale” .
Nie inaczej jest w przypadku szeroko pojętych resoraków. Najpopularniejsze z nich oferuje firma Hot Wheels. Wiele dzieciaków, także z Polski, bawiło i wciąż bawi się tymi świetnie zaprojektowanymi samochodzikami. Niektóre z nich mają unikatowy wygląd. Są też takie, które powstały przy współpracy z konkretnymi markami motoryzacyjnymi.
Volkswagen warty krocie
Przykładem może być tu Volkswagen Beach Bomb – oczywiście w skali 1:64. Jest symbolem całej gamy i pierwszym modelem powstałym przy współpracy z niemieckim producentem. Jego wyróżnikami są deski surfingowe wystające z tylnej szyby.
Co ciekawe, był to koncept, który nie wszedł do seryjnej produkcji w tej formie. Firma postanowiła przesunąć deski na boki, co delikatnie zwiększyło masę autka. Prototypy nie zostały oficjalnie wystawione na sprzedaż i tylko pracownicy Hot Wheels mieli do nich dostęp. Dwa najrzadsze modele wykończone różowym lakierem trafiły w ręce Bruce’a Pascala. Posiada on 4000 modeli i około 3000 innych elementów związanych z serią.
Beach Bomb wypożyczany jest na wiele wystaw, gdzie stanowi główną atrakcję. Gdy wraca do rąk właściciela, trafia do prywatnego muzeum w Maryland – właśnie tam ma swoje miejsce w ciemnym etui z pleksiglasu, które ma zapobiegać wszelkim potencjalnym uszkodzeniom.
Ile jest warty taki resorak?
Lepiej usiądźcie. Poważnie. Tytuł sporo zdradza, ale cena 150 000 dolarów zwala z nóg w każdym momencie. Przy aktualnym kursie (3,68) to wydatek 552 000 zł. Za tak duże pieniądze można mieć najnowszego Mercedesa-AMG E 63 4MATIC+. Samochód z 4-litrowym V8 Bi-Turbo o mocy 571 KM przyspieszający do setki w 3,6 sekundy… czy różowy resorak z dwiema deskami surfingowymi? Okazuje się, że dla niektórych wybór nie jest taki oczywisty.
Wybór jest oczywisty – resorak mniej pali.