W godzinach szczytu nietrudno napotkać korek w Warszawie. W skrajnych przypadkach całe miasto „stoi” i pokonanie 10 kilometrów może zajmować nawet dwie godziny.
Oczywistym jest, że wpływa na to wzmożony ruch, ale też nierozsądne postępowanie samych kierowców – również tych zawodowych. Przykładem nie świecą niektórzy taksówkarze i dostawcy, którzy zatrzymują swoje pojazdy w miejscach do tego nieprzystosowanych.
Niekiedy jest to po prostu pas ruchu. Światła awaryjne nie załatwiają sprawy w takich okolicznościach. Ma to związek z kursem, a nie usterką samochodu czy szeroko pojętą „wyższą koniecznością”.
Tak też było w tym przypadku. Kierowca taksówki zatrzymał się na torze jazdy i zablokował ruch na jednym z dwóch pasów. Nie przejmował się innymi użytkownikami drogi. Co więcej, był świadomy, że nie powinien tego robić – w jego sąsiedztwie znajdował się znak zakazu zatrzymania i postoju.
Na nieszczęście głównego bohatera, tuż za nim jechał policjant na motocyklu. Jak można się domyślać, mundurowy postanowił zainterweniować. Nagrywający nie zamierzał czekać na rozwój wydarzeń, ale wskazanie ręką, by zjechać z drogi zwiastowało nieprzyjemną konwersację.
Policjant może zastosować pouczenie, ale w takich sytuacjach najczęściej kończy się mandatem, co ma swoje uzasadnienie. Utrudnianie ruchu w tak dużej aglomeracji może spowodować korek i doprowadzić do „efektu domina”. Krótko mówiąc, lepiej tego uniknąć.