Historia motoryzacji jest wielowymiarowa. Już od samego początku kluczem było jednak uzyskanie jak największej wydajności pojazdów.
Temat bezpieczeństwa pojawił się dopiero na początku XX wieku. Wtedy też zaczęły się wyłaniać pierwsze metody i rozwiązania, które miały minimalizować skutki niepożądanych zdarzeń drogowych. Choć wydaje się, że wątek ochrony pieszych był przez lata pomijany, już niemal 100 lat temu trwały poszukiwania odpowiedniej asekuracji w chwili potrącenia.
Nie tak dawno wprowadzono lżejsze maski samochodowe (nawet z tworzyw sztucznych), które podczas potrącenia skuteczniej pochłaniają energię uderzenia. Niektóre nowoczesne samochody posiadają także specjalne poduszki powietrzne umieszczane pod pokrywą silnika. W chwili kontaktu z pieszym, mają za zadanie wystrzelić, by przejąć siłę uderzenia i zapewnić człowiekowi mniej bolesne „lądowanie”.
Specjalne pałąki zapobiegające zderzeniu z autem
W czasach międzywojennych nie istniała jednak zaawansowana technologia. Nikt nie myślał o asystentach nagłego hamowania czy jakichkolwiek „wspomagaczach” wykorzystujących energię elektryczną i moduły komputerowe. Zamiast tego pracowano nad bardziej prymitywnymi konstrukcjami, które wtedy wydawały się maksymalnie nowoczesne. Świetnym tego przykładem jest właśnie specjalny pałąk montowany do przedniej części karoserii.
Wyobraźcie sobie Berlin w 1927 roku. Po stolicy Niemiec z pewnością poruszały się piękne samochody. Pewien inżynier stwierdził jednak, że design jest mniej istotny, niż bezpieczeństwo i stworzył coś, co negatywnie wpływa na wygląd, ale za to miało zapobiegać tragediom.
Owy pałąk był złożony ze specjalnego stelażu, który w niektórych miejscach został obity miękkimi materiałami. Konstrukcję uzupełniała siatka. Jak to działało? Gdy pojazd zbliżył się do osoby pieszej, podcinał jej nogi, a następnie zapewniał wsunięcie ciała w specjalny koszyk. Przypominało to swego rodzaju ławkę z zagłówkiem. Chwila zderzenia wyglądała karkołomnie (dosłownie), ale jak widać na nagraniu, pieszemu nic się nie stało. Trzeba było jednak w niego dobrze „trafić”, by nie doszło do poważnych konsekwencji. Konieczna była też niska prędkość, co akurat wydaje się oczywiste.
Rozwiązanie nie miało szans, by przyjąć się na rynku. Nie był to czas, w którym jakikolwiek producent poświęciłby aż tak design swoich samochodów na rzecz bezpieczeństwa i tak kontrowersyjnego rozwiązania. Trzeba jednak przyznać, że wyobraźnia twórcy nie miała granic.