Rynek motoryzacyjny na Starym Kontynencie jest już tak dziwny, że ciężko wpisać go w jakiekolwiek ramy. Oczywiście nie ma mowy o samowolce, ale ciąg niezrozumiałych decyzji doprowadził do trudnej sytuacji.
I tu pojawia się wątek bardzo ważnej osobistości, która reprezentuje markę ze Stuttgartu. Ola Kallenius, czyli szef Mercedesa wypowiedział się dla znanego tytułu i wzbudził spore kontrowersje. Czy jest w tym drugie dno? Czas pokaże.
W wywiadzie dla Financial Times stwierdził, że podwyższenie cła na chińskie auta elektryczne, to zły pomysł. Przypomnijmy, że Komisja Europejska rozważa aktualizację przepisów w tym zakresie, by podjąć próbę ochrony lokalnego przemysłu.
Szef Mercedesa i jego wolnościowa idea
Wolny rynek istnieje, ale trudno odnosić się do niego w ujęciu międzykontynentalnym ze względu na różne uwarunkowania. Różnice między Azją a Europą są na tyle duże, że firmom ze Starego Kontynentu byłoby trudno dotrzymać korku.
Niemniej jednak szef Mercedesa ma nieco inne podejście w sprawie podniesienia ceł. „Jestem przeciwnikiem. Myślę, że należy zrobić odwrotnie obniżyć cła, które obowiązują” – stwierdził Kallenius. Według niego, napływ chińskich producentów to naturalny postęp konkurencji.
Co ciekawe, włodarz niemieckiej marki twierdzi, że radykalna obniżka, która pomoże azjatyckim markom sprawi, że europejska konkurencja zostanie zmuszona do robienia lepszych samochodów. Brzmi to trochę abstrakcyjnie.
Bylibyśmy naiwni, gdybyśmy na ślepo uwierzyli w jednoznaczność tej wypowiedzi. Musi być w niej ukryte drugie dno lub interes. Jakieś hipotezy? Mercedes coraz silniej współpracuje z Geely, pod którego wodzą jest nawet Smart. Niewykluczone, że w niedalekiej przyszłości dojdzie do jeszcze większego zacieśnienia relacji, której przyda się łagodna polityka Unii Europejskiej.
Może istnieć również inny plan. Obniżenie ceł na chińskie auta może doprowadzić europejskie marki do ogromnych strat wpływów rynkowych, co mogłoby skłonić polityków do zmniejszenia ogromnych podatków, z którymi muszą sobie radzić koncerny. Oszczędności ekonomiczne mogłyby przełożyć się na obniżkę cen lub rekompensatę utraty udziałów.
Tak czy inaczej, trudno nam uwierzyć w takie wydanie „wolności”. Każdy zdaje sobie sprawę, że Chiny produkują taniej i szybciej, a europejskie marki są podporządkowane lokalnym przepisom, co ogranicza ich możliwości.
Bez względu na intencje szefa Mercedesa, warto zastanowić się nad przyszłością europejskiego przemysłu motoryzacyjnego, ponieważ istnieje spora liczba zagrożeń, która może doprowadzić do naprawdę poważnych problemów na różnych płaszczyznach – od gospodarczych do społecznych.