Czy to możliwe, że przepotężny brand motoryzacyjny, który wciąż sprzedaje mnóstwo samochodów na całym świecie może nie podołać nowej sytuacji rynkowej i zmianom związanym z przemysłem samochodowym? Niestety tak.
Od razu trzeba uczciwie zaznaczyć, że są producenci w znacznie gorszej kondycji, niż ten z Wolfsburga. Niemniej jednak szef działu finansowego Volkswagena zwiastuje poważny kryzys, jeśli nie uda się wybrnąć z bardzo trudnej sytuacji.
Arno Antlitz jest określany jako „główny księgowy” całej marki. Doskonale zdaje sobie sprawę, jakie są problemy i prognozy na przyszłość. Ostatnio ostrzegł, że niemiecka firma ma zaledwie dwa lata, by wyjść z kryzysu.
Nie będzie to jednak łatwe, o czym świadczy ostatnia sytuacja z ostatnich dni. Podczas zorganizowanego spotkania zasugerował, że może zaistnieć konieczność zamknięcia aż dwóch lokalnych fabryk.
Ma to związek z redukcją popytu, która sięga 500 tysięcy egzemplarzy. Wszystko podobno zaczęło się podczas pandemii. Jak podaje Reuters, koniecznością jest powrót do wyników osiąganych przed COVID-em.
Szef działu finansowego Volkswagena mówi jak jest
Nie jest tajemnicą, że ogromna inwestycja w samochody elektryczne okazała się błędem. Krótko mówiąc, popyt jest znacznie mniejszy, niż przewidywano. Jednocześnie pojawia się coraz silniejsza konkurencja z Chin.
Władze Unii Europejskiej zdecydowanie „pomogły” w tworzeniu nowych problemów zachodnim koncernom motoryzacyjnym. Pod płaszczykiem ideologii przeforsowano zmiany, które mogą okazać się tragiczne dla wielu ważnych firm. Azjaci z pewnością na tym skorzystają. Problem w tym, że to lokalni politycy forsują absurdalne przepisy – nie uwzględniając ani gospodarki, ani ekonomii.
Z nieoficjalnych informacji wynika, że pracownicy lokalnych fabryk są zaniepokojeni, a związek zawodowy IG Metall nie wyklucza organizacji strajku. To z pewnością nie pomoże, tylko dołoży kolejną trudną sytuację do rozwiązania.
Szef działu finansowego Volkswagena doskonale wie, że firma musi być rentowna. Aby tak było, konieczne są zmiany prawne, które przywrócą rynek na właściwe tory. Społeczeństwo nie dało się omamić i chce mieć wybór pozwalający na naturalny rozwój nowych technologii, a nie ich narzucanie zgodnie z wolą polityczną. Pozostaje wierzyć, że rządzący zrozumieją, do czego właśnie doprowadzają.