Niektórzy użytkownicy jednośladów uważają się za nieśmiertelnych, co potęguje ich lekkomyślność.
Niestety, szalona jazda motocyklem często kończy się bardzo poważnymi konsekwencjami, czego przykładem może być ta historia. Można przypuszczać, że miała miejsce w Ameryce Północnej – najpewniej w Stanach Zjednoczonych, co sugerują rejestracje i modele pojazdów, które są charakterystyczne dla tamtejszego rynku.
Mężczyźni jechali „na dwa motocykle” i nie przejmowali się zatorem drogowym, który znajdował się praktycznie na każdym dostępnym pasie ruchu. I nie było w tym nic nadzwyczajnego, gdyby poruszali się tempem spacerowym umożliwiającym bezpiecznie ominięcie większych pojazdów – bez narażania siebie i innych.
Szalona jazda motocyklem zakończona wypadkiem
Niestety, zabrakło pokory, umiejętności, wyobraźni i doświadczenia. Ta brawura na pewno nie była warta ludzkiego zdrowia. W pewnym momencie jeden z kierowców zmienił pas i znalazł się na kursie kolizyjnym z użytkownikiem jednośladu. Mógł nie zauważyć ścigacza, który w tych okolicznościach pędził z prędkością autostradową albo wyższą.
Wtedy też doszło do potężnego zderzenia. Motocyklista wjechał w tylną część karoserii czerwonej Hondy. Po kilku bezwiednych saltach upadł na asfalt. Niewykluczone, że został też uderzony przez kolegę jadącego tuż za nim – z równie znaczącą szybkością.
Nie wiadomo z jakimi obrażeniami trafił do szpitala, ale nie ma wątpliwości, że wymagał hospitalizacji. Szalona jazda motocyklem nierzadko kończy się tragicznie. Pamiętajmy, by nigdy nie ryzykować własnym zdrowiem dla dawki adrenaliny. Życie jest ważniejsze.