SsangYong zapowiada prawdziwą ofensywę modelową. Do 2020 roku wszystkie auta produkowane przez koreańską markę doczekają się następcy lub? zastępcy. Jakby na potwierdzenie tej tezy na polski rynek wjeżdża SsangYong XLV (eXciting smart Lifestyle Vehicule). Auto o dość skomplikowanej nazwie ma nieskomplikowany rodowód – powstało jako przedłużone Tivoli.
– Tak naprawdę XLV to odpowiedź na potrzeby rynku ? mówi Mariusz Jakimiuk, szefujący SsangYongowi w Polsce. ? Zresztą, w Korei auto nazywa się Tivoli R, ale wbrew pozorom nie jest to tylko i wyłącznie dodanie kilku centymetrów. Jest sporo różnić pomiędzy tymi autami.
Podstawą jednak są właśnie owe centymetry. I jest ich niemało, bo dzięki przedłużeniu nadwozia (238 mm za słupkiem C przy tym samym rozstawie osi – 2600 mm) do rozmiaru XLV, sporo miejsca zyskali pasażerowie na tylnej kanapie. Ale najwięcej? otrzymał bagaż. Pojemność przestrzeni ładunkowej w XLV to aż 720 litrów. Innymi słowy, rekord w swojej klasie. Do tego podłoga bagażnika jest dość sprytnie regulowana. I kiedy owe 720 litrów jest zbędne, wystarczy ją przełożyć. Kosmetyki z racji zmiany doczekał się też kokpit. Nowe, lepszej jakości materiały ?wykańczają? teraz miejsce pracy kierowcy.
Pod maską XLV, podobnie jak w przypadku Tivoli, może się znaleźć jeden z dwóch silników o pojemnościach 1,6 litra. Benzynowy generuje 128, a diesel 115 KM i aż 300 Nm. osiąganych od 1500 obrotów. Napęd (na przednią lub obie osie), w zależności od wyboru klienta będą przenosić skrzynie manualna lub jednosprzęgłowa automatyczna z technologią Qiuck Shift Control, która ?rusza się? prawie jak dwusprzęgłowa.
Jak jeździ XLV? Przyznam szczerze, że byłem zaskoczony. Bałem się, iż owe dodanie centymetrów sprawi, że cięższe auto będzie mułowate. Tymczasem jest naprawdę lepiej niż nieźle. Autem ze 128-konną benzyną i automatem da się dynamicznie jeździć. Ani sprint, ani nagłe wyprzedzanie nie jest specjalnym problemem. Warunek sine qua non: ?nieuturbiony? silnik benzynowy lubi obroty, dlatego… więcej gazu! Spalanie też nie jest kłopotem. Na ponad 120-kilometrowej trasie, ostrzej traktowane auto osiągnęło 6,6 litra. Wynik jak najbardziej akceptowalny dla tak dużego auta ze średniej wielkości silnikiem bez turbiny i automatyczną skrzynią biegów.
Nowe auto ze stajni SsangYonga wchodzi właśnie do sprzedaży. Ceny w zależności od wersji i rodzaju silnika zaczynają się od około 60 tysiącach złotych (odmiana Crystal Base i benzyniak pod maską), a kończą na niespełna 94 tysiącach za najbogatszy wariant z napędem na 4 koła i jednostką wysokoprężną.
Tekst i zdjęcia: Artur Balwisz