Samochody elektryczne są niewątpliwą przyszłością motoryzacji – pytanie tylko, jak długą i na bazie jakiej technologii? Mimo wyraźnego lobbowania układów akumulatorowych, trudno byłoby uczciwie wskazać odpowiedni kierunek.
Specjaliści od ochrony środowiska, którym realnie zależy na planecie, a nie protestach i pieniądzach, widzą problemy związane z użytkowaniem aktualnie oferowanych samochodów na prąd. Jak można się domyślać, nie chodzi jedynie o czasochłonne ładowanie. Znacznie bardziej szkodliwe dla natury są takie zdarzenia, jak pożar ciężarówki Tesli.
I tu z pewnością pojawią się głosy przeciwników aut spalinowych, którzy zasugerują, że ten na benzynę czy olej napędowy palą się nawet częściej – i to prawda. Różnica polega jednak w skali i średnim wieku.
Wyobraźmy sobie, że na świecie są już tylko samochody elektryczne – także te 15- i 20-letnie naprawiane w tanich warsztatach, które próbują obejść różne standardy producenta. Obawiamy się, że w takiej rzeczywistości odsetek tych niebezpiecznych i szkodliwych zdarzeń będzie znacznie większy.
Pożar ciężarówki Tesli – szczegóły
Do zdarzenia doszło w Kalifornii. Narodowa Rada Bezpieczeństwa Transportu (NTSB) w Stanach Zjednoczonych wciąż bada tę katastrofę środowiskową, do której doszło w ubiegłym miesiącu. Udostępniono jednak już kilka ważnych informacji na ten temat.
Wstępny raport ujawnia, że do zdarzenia doszło o godzinie 3:13 nad ranem. Kierowca zjechał z drogi w prawo i uderzył w dwie przeszkody: stalowy ogranicznik i drzewo. Jak wynika z ustaleń śledczych, pożar ciężarówki Tesli nastąpił dopiero po kolizji.
Wrażliwość konstrukcyjna samochodów z napędami akumulatorowymi jest powszechnie znana. Nawet teoretycznie niegroźne zderzenia mogą okazać się poważne. I nie musi dochodzić do pożaru, by baterie nadawały się do wymiany.
Wróćmy jednak do zdarzenia z Kalifornii. Strażacy poinformowali, że akcja gaśnicza trwała niemal 15 godzin. Użyto do niej 50 000 galonów, czyli 18 900 litrów wody. Nagranie na platformie X ujawnia, że woda była nawet zrzucana z powietrza. Temperatura miała sięgać aż 540 stopni Celsjusza. Krótko mówiąc, ciepło było tak potężne, że topiło aluminium.
Podejrzewamy, że do kolizji doprowadził kierowca, ale NTSB będzie jeszcze ustalać dokładny przebieg i szukać przyczyny zdarzenia, by wykluczyć wątpliwości. Tak czy inaczej, pożar pojazdu elektrycznego to zawsze duże wyzwanie dla strażaków.
Oczywiście, są nowe metody (na przykład koce gaśnicze), które mają pomóc w minimalizowaniu strat środowiskowych, ale żadna z nich nie jest „genialna”. Gaszenie auta na prąd posiadającego duże akumulatory trakcyjne zawsze jest kosztowne – ekonomicznie i środowiskowo.