To nietypowe zdarzenie drogowe miało miejsce w Queensland w Australii. Funkcjonariusz był w szoku.
Wszystko zaczęło się od patrolowania lokalnych ulic. Policjant zatrzymał podejrzaną terenówkę, by sprawdzić, czy jest w pełni sprawna i może jeździć po drogach publicznych. Mundurowy od razu wykrył spore problemy. Pierwszym była kabina. Kierowca siedział na oponie, bo nie było fotela.
Samochód był ogołocony od środka. Być może ktoś pracował nad jego przebudową albo przeprowadzał istotne naprawy konserwacyjne. Niemniej jednak to nie usprawiedliwia jego obecności na jezdni, po której jeżdżą inni użytkownicy
Zero bezpieczeństwa
Kierowca siedział na kole, czym sporo ryzykował. Nie miał oczywiście pasów bezpieczeństwa, dlatego nie było mowy choćby o podstawowym poziomie ochrony w kabinie. Mężczyzna raczej nie zdawał sobie sprawy z potencjalnych konsekwencji. I nie chodzi jedynie o mandat.
Gdyby doszło do zderzenia, mógłby wylecieć przez szybę albo zostać przygnieciony przez samochód. Koło, na którym siedział również zamieniłoby się w kilkusetkilogramowy pocisk zdolny doprowadzić do tragedii.
Funkcjonariusz był skonsternowany, gdy zobaczył, jak wygląda wnętrze starego Suzuki. Zadał kierowcy kilka pytań, ale ten nie był w stanie odpowiedzieć w rzeczowy sposób. Mężczyzna został oczywiście odpowiednio ukarany. Pozostaje mieć nadzieję, że nie wyjedzie już na drogi tym pojazdem, zanim nie doprowadzi go do właściwego stanu technicznego.