Nie jest to może pojazd silnikowy, ale sama historia mrozi tak bardzo krew w żyłach, że postanowiłem Wam ją przedstawić.
Lotnia jest dość prostą konstrukcją – składa się ze szkieletu, poszycia i uprzęży integrującej ją z pilotem. Tyle wystarczy, by unieść się w powietrze i osiągać całkiem wysokie prędkości nad ziemią. Oczywiście, niezbędny jest także kurs, który pozwoli na poznanie zasad związanych ze sterowaniem oraz bezpieczeństwem.
No właśnie, bezpieczeństwo. Pewni panowie zdecydowali się na wspólny lot – nie pytajcie mnie, czy to dobry i legalny pomysł, bo nie mam o tym pojęcia… Tak czy inaczej, wybrali miejsce, przygotowali się i… jeden z nich zapomniał przypiąć się do lotni. Zdał sobie z tego sprawę dopiero wtedy, gdy znajdował się już wysoko nad ziemią.
Było już za późno na natychmiastowe lądowanie. Nie jest to sprzęt wyposażony w silnik, dlatego okiełznanie go wymaga większej ilości czasu i właściwego wyczucia pilota. Zagrożony bohater myślał wtedy tylko o tym, by nie puścić uchwytu i swojego kompana. Nikomu nie trzeba tłumaczyć, że gdyby do tego doszło, to zginąłby na miejscu.
Adrenalina zrobiła jednak swoje… To była walka o przeżycie, dlatego mężczyzna zdołał utrzymać się dwie i pół minuty w tej trudnej pozycji. Nie doznał żadnych obrażeń zagrażających życiu, bo puścił się tuż nad ziemią (wtedy problem stanowiła już tylko prędkość z jaką lądował).
No cóż, mnie zrobiło się słabo od samego oglądania… Jeżeli macie kłopoty z ciśnieniem, to lepiej odpuśćcie sobie ten materiał…