Służby uznały, że gaszenie tego pożaru to operacja, która nie przyniesie oczekiwanych rezultatów ze względu na skalę ognia.
Postanowiono więc czekać na „samorozwiązanie”, choć trudno tu mówić o zakończeniu problemu. Stało się to, co musiało. Płonący statek transportujący auta zatonął w oceanie w okolicach portugalskiego wybrzeża.
Jednostka Felicity Ace była skazana na swój koniec już kilka dni temu. Obecność samochodów elektrycznych nie pomagała w opanowaniu sytuacji. Nie od dziś wiadomo, że układy napędowe z bateriami litowo-jonowymi są niezwykle trudne do ugaszenia.
Problem grupy VAG
Choć „kłopot” jest już na dnie, trudno mówić o pozytywnym rozstrzygnięciu. Przede wszystkim to katastrofa ekologiczna, ponieważ wiele kolejnych szkodliwych substancji pojawiło się w oceanie. Pożytek z tego będą mieli tylko nurkowie robiący wycieczki.
I tu dochodzimy do podwodnych eksponatów, których liczba przekracza 3,5 tysiąca. Wszystkie z nich to samochody Volkswagen Auto Group. Niestety, większość miała bardzo wysoką wartość. Należy w tym miejscu dodać, że płynęły do Stanów Zjednoczonych, gdzie czekali na nie klienci. W transporcie znajdowało się:
- 1900 sztuk Audi
- 1100 sztuk Porsche
- 500 sztuk Volkswagenów
- 85 sztuk Lamborghini
Największy żal budzi utrata Lamborghini. Znajdowała się tam bowiem finałowa partia Aventadorów, których produkcja została zakończona. Utrata pozostały samochodów też jest tragedią, szczególnie w czasach globalnego kryzysu motoryzacyjnego związanego z brakami części niezbędnych do produkcji. Straty sięgają 450 milionów dolarów. Jak podaje koncern, 1/3 to wartość samych pojazdów.