Wojciech Krzemiński
Mentalność polskich kierowców pozostawia wiele do życzenia. Szacunek do innych jest znacznie niżej w hierarchii, niż poczucie wyższości, na podstawie którego bardzo wielu uczestników ruchu podejmuje decyzję. Nierzadko niezwykle ryzykowne.
Ta historia jest tego przykładem. Doszło do niej 28 grudnia na drodze wojewódzkiej numer 368 w okolicach miejscowości Byków. Nagrywający postanowił zablokować niebezpiecznie jadącego kierowcę, który „leciał przez wysepkę”. W ten sposób chciał ograniczyć ryzyko. Fakty są jednak takie, że to nie on jest od wyznaczania czy egzekwowania zasad na drodze.
Co zatem powinien zrobić? Powiadomić służby o piracie drogowym, podać numery rejestracyjne i wysłać nagranie na adres mailowy policji, który jest do tego przeznaczony. Krótko mówiąc, nie powinien angażować się w potencjalny konflikt, bo sam mógł przyczynić się do powstania niebezpiecznej sytuacji. Lepiej nie prowokować.
Na odpowiedź kierowcy Volkswagena nie trzeba było długo czekać. Gdy tylko nadarzyła się taka możliwość, użytkownik niemieckiego kombi wjechał przed maskę nagrywającego i po chwili gwałtownie zahamował – po to, by go ukarać. Autor materiału spodziewał się takich konsekwencji, dlatego był przygotowany i nie doszło do kolizji.
Co ciekawe, było jeszcze jedno „spotkanie” obu uczestników ruchu. Nagrywający zatrzymał się przed skrzyżowaniem, gdy zaświeciło się czerwone. Po kilku sekundach ominął go ten sam rozpędzony Passat, którego kierowca nie przejmował się sygnalizacją i zagrożeniem, które stworzył.
Najgorsze w tym wszystkim jest to, że nie mówimy o odosobnionym przypadku tylko o zjawisku, które należy nazywać popularnym standardem. Liczni kierowcy mają gdzieś głęboko wszelkie zasady, które obowiązują na polskich drogach. Nietrudno więc zostać świadkiem takich niepożądanych, nikomu niepotrzebny zdarzeń. Pamiętajmy, by nigdy nie postępować w ten sposób.
Trzeba zadać sobie jeszcze jedno pytanie. Jak wyeliminować takie zachowania z ruchu drogowego? Odpowiedź nie jest prosta. Zaostrzony taryfikator niewiele wniósł poza wpływami do budżetu. Problem tkwi w mentalności, dlatego konieczny jest system edukowania, już na etapie kursu, który pozwoli zbudować świadomość w nowych kierowcach. Tych „doświadczonych” raczej trudno będzie przestawić, czego dowody pojawiają się w sieci praktycznie codziennie.
