Pokazy lotnicze przyciągają tłumy widzów. Nic w tym dziwnego, skoro piloci samolotów potrafią robić tak skomplikowane akrobacje, że trudno uwierzyć własnym oczom.
Niestety, choć powietrze oddaje sporo przestrzeni, margines błędu jest stosunkowo niewielki. Zdradliwe bywa także wyczucie odległości podczas gwałtownego manewrowania sterem. Przeciążenia są na tyle znaczne, że potrafią zaburzyć ludzką percepcję.
Niebo i woda – duże ryzyko
Przekonał się o tym Matt Hall uczestniczący w Red Bull Air Races. Dokładnie 5 lipca 2010 roku startował w zawodach odbywających się w Windsor (Ontario, Kanada). Niemal cały przelot odbył się bez najmniejszych kłopotów. Dopiero w końcówce doszło do bardzo niebezpiecznego zdarzenia.
Pilot nie wyczuł odległości samolotu od tafli wody. Maszyna przemieszczała się z wysoką prędkością, dlatego nie było szans na uniknięcie kontaktu. Jej użytkownik nie zamierzał jednak tracić czas i zareagował tak szybko, jak tylko mógł.
Jego defensywne zachowanie zaprocentowało. Kadłub był ustawiony w poziomej pozycji i odbił się od wody. Pilot nie stracił kontroli – odleciał w bezpieczne miejsce. Gdyby pozwolił na wbicie maszyny „dziobem”, to mogłoby dojść do tragedii. Zobaczcie to „szczęście w nieszczęściu”:
Kiedyś dawno temu na lotnisku w Suwałkach mój sympatyczny przyjaciel Bubu na moich i nie tylko , oczach wykonał podobny manewr mrożący krew , o wiele razy bardziej niebezpieczny. Pilotował PW5 a zamiast tafli wody miał do dyspozycji zaorane pole. Pióropusz wystrzelonej ziemi był imponujący , zagarnięty końcówka skrzydła. Poczym niby nic cało wylądował . Poprostu nie którzy już tak maja , ze walą w talerz i wychodzą cało