„Amplituda świadomości” w Polsce jest naprawdę ogromna. Istnieje duża liczba naprawdę mądrych ludzi, ale nie brakuje również takich, którzy ograniczają swoją sferę poznawczą do artykułów spożywczych z pobliskiego sklepu.
Nie zawsze jest to związane z lokalizacją, choć im dalej od aglomeracji, tym więcej postaci „skażonych PRL-em” można spotkać. Oto jeden z przedstawicieli tej ciekawej grupy. Jak można się domyślać, funkcjonował w swoim świecie odseparowanym od rzeczywistości.
Rowerek z koszyczkiem, piwko w ręce i jazda pod prąd po ulicy – oto przepis na problemy. Ten użytkownik jednośladu nie przejmował się jednak potencjalnymi konsekwencjami. Po prostu jechał, jak gdyby nigdy nic.
Kierowca zorientował się, do czego może dojść, dlatego zatrzymał swój pojazd i po prostu czekał. W końcu doszło do zderzenia. Rowerzysta uderzył w przód pojazdu doprowadzając do czołówki. Owszem, prędkość jednośladu była skromna, a samochód stał, ale wystarczyłaby utrata równowagi i mężczyzna uderzyłby głową w maskę. Równie dobrze mógł także upuścić butelkę i uszkodzić samochód.
Nie zastanawiając się długo, wycofał swój rower i zygzakiem kontynuował jazdę. W końcu wrzucił swój jednoślad do rowu i udał się na prywatną posesję – pewnie do swojego domu.
I co mu zrobisz? Nic nie zrobisz. Teoretycznie, szkoda nerwów na taki element społeczny, ale pamiętajmy, że tacy ludzie mogą zrobić duże problemy zwykłemu kierowcy. Ich krzywda jest ich sprawą, ale w zdarzeniach drogowych mogą uczestniczyć też inni. Lepiej więc zgłosić takiego śmiałka. Jeżeli otrzyma mandat to być może następnym razem nie doprowadzi się do stanu nietrzeźwości i nie wsiądzie na rower. Trzeba mieć nadzieję, nawet jeśli jest ona niewielka.