Oto jeden z przykładów skrajnej nieodpowiedzialności i poczucia bezkarności na drodze. Niestety, takich historii jest znacznie więcej.
Pani pojechała pod prąd ulicą jednokierunkową. Warto dodać, że wszystko miało miejsce na odcinku sąsiadującym ze szkołą. Widoczność w tamtym miejscu była ograniczona ze względu na samochody zaparkowane wzdłuż jezdni. Kobieta starała się przekonać nagrywającego. Jej argument rozkłada na łopatki.
Gdy prawidłowo jadący kierowca znalazł się na kursie kolizyjnym zatrzymał swój samochód. Kobieta czekała aż mężczyzna cofnie, ale ten nie zamierzał poddawać się presji. Wysiadła więc z auta i zaczęła się wymiana zdań.
„Bo mam blisko”
Tak, kobieta uzasadniła jazdę pod prąd tym, że ma blisko. Takiego argumentu mogła też użyć będąc pijana lub jadąc 200 km/h. Przecież jest blisko do celu… Jak widać, niektórzy są oderwani od rzeczywistości i nie podchodzą poważnie do obowiązujących przepisów.
Zirytowana kobieta wróciła do samochodu i rozpoczęła mozolne cofanie. Widać, że nie do końca radziła sobie z gabarytami pojazdu, bo nie utrzymywała właściwej linii. Po jednej ze stron miała sporo luk parkingowych umożliwiających przepuszczenie nagrywającego. Nie czuła się jednak na siłach, by zmieścić auto na takich przestrzeniach.
Dopiero, gdy minęła rząd zaparkowanych pojazdów, znalazła odpowiednie dla siebie miejsce, by swobodnie zawrócić. Tym sposobem straciła sporo nerwów i czasu.