Jeżeli nie jest zwolennikiem aktualnych trendów w motoryzacji, to ten samochód tego nie zmieni. Trudno też oczekiwać, by Cię zainteresował.
Toyota FT-3e jest ciekawym projektem, ale tylko dla tych, którzy nie zamykają się w konserwatywnych ramach. I nie chodzi tu jedynie o układ napędowy. Ten samochód oferuje rozwiązania, które mogą zostać wprowadzone w przyszłości.
To oczywiście nie oznacza, że wszystkie są dobre. Niektóre wydają się wręcz złe, a nawet niepokojące. I nie chodzi tu jedynie o japońskiego producenta. To kierunek, w którym zmierzają prawie wszyscy. Niestety.
Toyota FT-3e – kolejny crossover
Ten oryginalny projekt został pokazany na międzynarodowych targach w Japonii. Pod względem stylistycznym nie rozczarowuje. Modna sylwetka w połączeniu z muskularnymi błotnikami, ostrymi przetłoczeniami i długimi, wąskimi elementami oświetlenia sprawia pozytywne wrażenie, choć jest daleka od unikatowości.
Jeżeli chodzi o napęd, to producent nie podał żadnych konkretów. Wiemy jedynie, że auto skrywa silnik lub silniki elektryczne. Wydaje się, że ten drugi wariant jest bardziej prawdopodobny. To też oznaczałoby, że inżynierowie zastosowali napęd na obie osie.
Gdzie więc te kontrowersyjne rozwiązania? Otóż, we wnętrzu. Projekt kokpitu jest unikatowy, podobnie jak liczba wyświetlaczy, którą zawiera. Aż trudno uwierzyć, że jest ich aż osiem. Poważnie.
Nie wierzysz? To liczymy. Pierwszy od lewej przedstawia grafikę samochodu i najpewniej ustawienie trybu jazdy. Drugi to cyfrowe wskaźniki, a trzeci – panel multimedialny. Wszystkie zostały umieszczone przed kierownicą. W miejscu centralnym znajduje się oczywiście ten główny ekran, który pewnie oferuje szereg różnych funkcji.
>Czy to nowa Toyota MR2? Wygląda jak McLaren!
Tak, to dopiero cztery. Piątym jest ten przezierny, czyli tak zwany head-up display, który biegnie niemal przez całą szerokość podszybia. Ograniczają to tylko… dwa małe wyświetlacze przedstawiające widok z kamer zastępujących klasyczne lusterka. Tak, to już siedem. Gdzie jest ósmy? Jego rolę pełni środkowe lusterko.
Jakby tego było mało, na karoserii też są wyświetlacze, które pokazują między innymi temperaturę. Komu? Pewnie pieszym albo kolegom, przed którymi byłoby można się popisać.
Wróćmy jednak do wnętrza. To oczywiście jedynie koncept, ale ekrany rzeczywiście stają się coraz bardziej dominującymi elementami wnętrza. Wszystko niby zmierza do poprawy bezpieczeństwa, ale fakty są takie, że rozbudowane instrumenty pokładowe angażują użytkownika i potrafią solidnie rozpraszać. To samo dotyczy przycisków dotykowych, które są mniej wygodne w obsłudze, niż te fizyczne.
Ta cała futurystyczność jest więc drogą donikąd – no chyba, że kierowca zostanie zastąpiony przez komputer. Wtedy to nie będzie miało już znaczenia. Póki jednak to on prowadzi samochód, powinien mieć dobre warunki do korzystania z obecnych funkcji. Same wyświetlacze tego nie zapewnią.