Producenci z Chin są narażeni na dodatkowe obostrzenia podatkowe, które mają ograniczyć ich konkurencyjność na Starym Kontynencie – przynajmniej w teorii. Dysponując dużym kapitałem mogą jednak tego uniknąć.
Sposobem na uniknięcie ceł jest budowa fabryki, a następnie produkcja w Europie. Doskonale wie to marka Nio, która coraz śmielej wkracza na lokalne rynki. Jest także dostępna w Polsce, dlatego można zobaczyć jej modele na drogach.
Czym się wyróżnia? Bardzo ciekawym patentem, czyli możliwością wymiany akumulatora zamiast jego ładowania. To system, który może przyspieszyć użytkowanie samochodów za napędami akumulatorowymi. Do tego potrzeba jednak odpowiedniej infrastruktury i znacznie większej liczby pojazdów z wyjmowanymi bateriami.
Nio z fabryką w Europie?
Wielokrotnie mówiliśmy, że te wymuszane zmiany nakładane na europejski przemysł motoryzacyjny są wiatrem w żagle chińskich producentów, którzy mają wsparcie rządowe, tanią siłę roboczą i dostęp do niezbędnych surowców. Pod płaszczykiem ekologii wspierane są azjatyckie koncerny – świadomie lub nie.
Tak czy inaczej, nacisk na auta elektryczne skłonił zachodnich producentów do inwestycji w tę technologię. Dziś już wiemy, że wszystko dzieje się za szybko. Rynek nie jest gotowy na takie rozwiązania. Mimo dotacji, bonusów, przywilejów, darmowych parkingów czy buspasów, większość klientów wciąż stawia na układy spalinowe i hybrydowe. I to nie dziwi.
Problem w tym, że producenci zainwestowali duże pieniądze w „elektryczność”. I teraz mają problem. Przykładem jest Audi i jego belgijska fabryka w Brukseli, gdzie wytwarzany jest model Q8 e-tron. Jak powszechnie wiadomo, nie cieszy się dużym zainteresowaniem klientów.
Nio wie, że Audi ma problemy w tamtych zakładach. Wstrzymano nawet produkcję wspomnianego modelu. Jak podaje Reuters, doszło nawet do protestów, w których uczestniczyło ponad 5 tysięcy osób.
Niewykluczone, że Chińczycy będą starali się to wykorzystać i złożą propozycję Audi. Wykupując tamtejszą fabrykę, będą mogli uniknąć ceł, choć ich koszty produkcyjne na pewno wzrosną. Umieją jednak liczyć, dlatego i tak musi to być opłacalny ruch, skoro go rozważają.