Brzmi jak smutny żart na 1 kwietnia, ale ta historia rzeczywiście miała miejsce w Prima Aprilis. Pechowcem okazał się pewien Brytyjczyk.
Jak poinformowała policja z Derby, właściciel nie nacieszył się długo swoim Ferrari. Według ustaleń funkcjonariuszy, rozbił auto trzy kilometry od salonu. Podejrzewamy, że zdołał nim pojeździć zaledwie kilka minut, co raczej nie jest pozytywnym akcentem tej sytuacji.
Warto dodać, że chodzi tu o Ferrari 488 GTB, czyli naprawdę drogi i zaawansowany samochód. Jak wynika z przekazanych informacji, to egzemplarz z 2017 roku, który został kupiony od dealera Baytree Cars z tego samego miasta.
Ładna sztuka do naprawy
Samochód zdobiony lakierem Rosso Corsa zdołał pokonać do tej pory 21 565 kilometrów. Nowy właściciel, który nabył Ferrari 488 GTB z rynku wtórnego sam dołożył kilka kilometrów. Naprawa sportowego auta na pewno będzie kosztowna. Należy w tym miejscu podkreślić, że pojazd posiada także opcjonalny pakiet elementów z włókna węglowego, co winduje jego cenę.
Sercem Ferrari jest oczywiście V8 o pojemności 3,9 lira, które generuje 669 koni mechanicznych. dzięki niemu można rozpędzać się do 330 km/h. Podejrzewamy, że nowy właściciel jechał znacznie mniej, gdy doszło do kolizji.
Według nieoficjalnych informacji, powodem zdarzenia była utrata panowania nad samochodem. Kierowca miał wpaść w poślizg, a następnie uderzyć w elementy infrastruktury drogowej. Internauci od razu dopisali mu dodatkowe przewinienie – brak przedniej tablicy rejestracyjnej, za co grozi mandat wysokości 100 funtów. Najważniejsze jednak, że nikomu nic się nie stało.