Producenci z Państwa Środka coraz śmielej wkraczają na Stary Kontynent. Wszystko za sprawą nowych regulacji prawnych, które ewidentnie promują samochody z napędami akumulatorowymi.
To też oznacza, że niemal każdy producent zaczyna niemal od zera zabawę z tą technologią. Krótko mówiąc, jest to swoiste wyrównanie szans pod względem inżynierskim, ale przy tym zaburzenie konkurencji przez różnice w kosztach pracy i produkcji. Nie jest tajemnicą, że Azjaci wybudują auto znacznie taniej, niż cały Zachód. Nammi Box ma być tego przykładem.
Teoretycznie, klienci powinni się cieszyć, bo będzie większy wybór. W praktyce może to oznaczać stopniową detronizację europejskich marek. Może więc przyjść czas, że zawiną one swoje manatki i znikną – zabierając ze sobą wpływy dla państwa i setki tysięcy miejsc pracy.
Jeśli niektórym wydaje się, że to mały koszt względem korzyści, to warto dodać, że po usunięciu konkurencji zawsze podnosi się ceny. Dlaczego? Bo można. Nie jest tajemnicą, że chiński rząd wspiera swoje marki. Wystarczy dodać, że kilkadziesiąt tamtejszych producentów samochodowych ma wciąż mniej, niż 10 lat. Tak, kilkadziesiąt.
Łatwo więc wyobrazić sobie scenariusz, że chińskie marki nie tylko detronizują, ale też pozbywają się zachodniej i japońskiej konkurencji, by narzucić własne standardy cenowe i dystrybucyjne. Czy tego chcą europejscy politycy? Trudno zakładać, że nie są tego świadomi.
Nammi Box, czyli konkurent Citroena C3
Zostawmy jednak gospodarkę i geopolitykę. Warto przekonać się, czym Azjaci chcą konkurować z firmami ze Starego Kontynentu. Nammi Box to projekt dobrze znanego koncernu Dongfeng, który współpracuje już z europejskimi potentatami motoryzacyjnymi – a to o czymś świadczy.
Chiński pojazd reprezentuje segment B i ma rywalizować ze wspomnianym Citroenem e-C3, czyli wersją elektryczną miejskiego crossovera. Bazuje na platformie S3, co niewiele mówi. Wiadomo jednak, że jest oferowany z akumulatorami o dwóch pojemnościach: 31,5 kWh i 42,3 kWh. Ten mniejszy jest dostępny tylko w Chinach. Większy już występuje w europejskiej ofercie. Zgodnie z oficjalnymi danymi technicznymi, Nammi Box oferuje zasięg WLTP sięgający 311 kilometrów. Jeżeli chodzi o silnik to generuje 94 konie mechaniczne.
Stylistyka tego auta jest ciekawa. Sylwetka przypomina ostatnią generację Smarta Forfour. Przednie reflektory zostały optycznie połączone z listwami LED do jazdy dziennej. Ze światłami sąsiaduje obły zderzak, który został pozbawiony grilla. Zamiast niego jest niewielki wlot powietrza na samym dole.
Profil ujawnia liczne przetłoczenia – nawet na błotnikach. Na drzwiach zastosowano charakterystyczne osłony, które są nad progami. Ciekawie prezentuje się dach w kontrastowym kolorze, który „odcina się” od reszty karoserii – pomaga w tym ostatni słupek (trochę jak w Oplach).
Wnętrze wygląda naprawdę interesująco. Na zdjęciach może znajdować się bogata wersja wyposażenia, ale trzeba zaznaczyć, że chińskie marki oferują duży zakres rozwiązań technologicznych już w podstawie.
Nammi Box jest już oferowany na Zachodzie. W Szwajcarii startuje od 21 990 franków, co stanowi wydatek 98 955 złotych (kurs 4,50) – bez dopłat. Podejrzewamy, że podobnie może kosztować w Polsce, jeśli tu trafi. Wyposażenie powinno być dużo lepsze, niż u konkurencji.