To jeden z tych momentów, gdy wiesz, że miałeś rację, ale nie daje Ci to żadnej satysfakcji. Tak właśnie czujemy się, jak docierają do nas kolejne refleksje producentów motoryzacyjnych ze Starego Kontynentu. A przecież można było uniknąć tylu problemów…
Auta elektryczne miały być błyskawiczną przyszłością motoryzacji. Problem w tym, że nie chodziło o naturalne trendy, tylko naciski ze strony polityków i lobbystów. Efekt jest taki, że technologia pochłonęła miliardy, a wciąż nie przekonuje nabywców. Potentaci samochodowi muszą więc zmienić strategie, by dostosować się do nowych warunków. Dla przykładu, Mercedes znów inwestuje w silniki spalinowe.
I tu trzeba sobie jasno powiedzieć: europejscy producenci będą największymi poszkodowanymi tej całej sytuacji. Już teraz pojawiają się głosy, że zakaz sprzedaży aut spalinowych zostanie przesunięty ze względu na sytuację rynkową. Jeśli tak się stanie, to co mają zrobić firmy, które zostały zachęcone do przejścia na pełną elektryfikację? No właśnie, mogą sobie jedynie ponarzekać, bo politycy bardzo rzadko ponoszą za cokolwiek odpowiedzialność.
>Mercedes-AMG GT 43 w polskiej ofercie. Tylny napęd i 421 KM pod maską
Ktoś może uznać, że przecież nie musieli zmieniać gamy modelowej. Trzeba jednak zdawać sobie sprawę, że opracowanie nowej technologii, jej wdrożenie i wprowadzenie pojazdów nowej generacji trwa od kilku do kilkunastu lat. To też oznacza, że trzeba działać z wyprzedzeniem.
Firmy podejmują decyzje w oparciu o plany Komisji Europejskiej. A gdy ta zmieni zdanie, to…? No właśnie, co? Na tym etapie trudno jednoznacznie stwierdzić, co się wydarzy. Tak naprawdę wszyscy są „we mgle”. Jest to komiczne i przerażające zarazem.
Mercedes znów inwestuje w silniki spalinowe
Sztuczne sterowanie rynkiem prawie zawsze kończy się źle. Jeżeli motywacją jest ochrona klienta i gospodarki, to można jeszcze zrozumieć taką strategię. W tym przypadku chodziło jednak o ideę, która sprowokowała wątpliwe działania.
Mówiąc wprost, auta elektryczne z napędami akumulatorowymi nie są ekologiczne. Co prawda nie emitują bezpośrednio spalin, ale pośrednio również szkodzą środowisku. A zatem nie rozwiązują problemu, tylko przenoszą go w inne miejsce. Do tego, są droższe, cięższe i mniej użyteczne. Nic więc dziwnego, że przekonują wciąż niewielkie grono klientów.
Właśnie dlatego Mercedes znów inwestuje w silniki spalinowe, co potwierdził Ola Kallenius, dyrektor generalny niemieckiej marki. W wywiadzie dla Wirtschaftswoche stwierdził, że jednostki spalinowe wytrzymają lata trzydzieste XXI wieku. Przyznał również, że plany dotyczące elektryfikacji były zbyt ambitne.
Producent ze Stuttgartu wyda horrendalne pieniądze, by opracować technologię spalinową podporządkowaną rygorystycznym normom emisyjnym, które przez kilkanaście lat będą determinować strategie przemysłu motoryzacyjnego w Europie. Celem jest stworzenie odpowiednich kombinacji konwencjonalnych jednostek i skrzyń biegów, które pozwolą na uniknięcie płacenia kar.
To nie oznacza, że Mercedes rezygnuje z napędów elektrycznych. Będzie je wciąż rozwijał, ale zgodnie z naturalnym popytem i przy utrzymaniu dywersyfikacji oferty. Krótko mówiąc, oprze strategię na naturalnych trendach, a nie obietnicach politycznych. I słusznie.