Duże SUV-y nie zostały stworzone do nagłych zmian toru jazdy i sportowych wyczynów. Potwierdzają to testy łosia, w których biorą udział takie samochody.
Najnowszy Mercedes-Benz GLC jest tego kolejnym przykładem. Od razu można zaznaczyć, że jego wynik nie był jakiś specjalnie rozczarowujący, ale też trudno go uznać za duży sukces. Przejdźmy jednak do rzeczy…
W teście wzięła udział wersja GLC 220 d 4MATIC. To chyba najbardziej pożądany wariant w tym modelu. Stanowi złoty środek pomiędzy osiągami a ekonomią jazdy. Warto dodać, że egzemplarz biorący udział w próbie korzystał z opon Continental EcoConcact 6 255/45 R20 (przód) i 285/40 R20 (tył).
Test uznaje się za pozytywny, gdy auto utrzyma się na założonym torze jazdy i uniknie kontaktu z pachołkami przy prędkości 77 km/h lub większej. Tymczasem nowy GLC poradził sobie z tym przemieszczając się z prędkością 75 km/h. Krótko mówiąc, niewiele zabrakło.
Na nagraniu widać, że auto wpada w silną podsterowność podczas drugiego etapu pokonywania szykany. Z pewnością dużą rolę odegrała masa własna, ale wydaje się, że system stabilizacji toru jazdy mógł zareagować lepiej. Niewykluczone, że inżynierowie popracują nad elektroniką i to wystarczy, by osiągnąć wyraźnie korzystniejszy rezultat. Co istotne, nadwozie nie przechylało się przesadnie na boki.
Mercedes-Benz GLC 2023 występuje seryjnie z napędem na obie osie i dziewięciobiegową skrzynią automatyczną. Bazowa konfiguracja to wydatek 240 100 złotych. Tyle kosztuje egzemplarz z 204-konnym silnikiem benzynowym. Za wariant 220 d 4MATIC (197 koni mechanicznych) trzeba zapłacić 249 900 złotych, czyli niewiele więcej.