w

Lynk & Co 02 może trafić do Polski. Cena już znana

Lynk & Co 02
Lynk & Co 02

Coraz trudniej lekceważyć chińskich producentów motoryzacyjnych. Zachód dał się zagonić w „kozi róg” i wkrótce będzie mógł już tylko patrzeć – jeśli ktoś nie powstrzyma rozszerzania socjalizmu oraz rozpowszechniania ideologii zaprzeczających wolnemu rynkowi i rozwojowi gospodarki.

Pytanie nie brzmi „czy”, tylko kiedy Chiny przejmą europejski rynek samochodowy? Mają już nie tylko ambicje, ale też technologie i wszelkie zdolności, by dokonać przełomu, który pozwoli im zdominować Stary Kontynent. Wystarczy wspomnieć o debiucie ponad 20 chińskich marek w Europie – w ciągu kilkunastu miesięcy. Ich kolejnym reprezentantem jest Lynk & Co 02.

Fakt, nazwa nie brzmi zachęcająco, ale coraz mniej klientów zwraca na nią uwagę. Co prawda pragmatycy wciąż mają coś do powiedzenia, ale wraz z nowym pokoleniem zmienia się podejście do motoryzacji. Z samochodami będzie tak, jak z RTV i AGD – ma być przydatne, a po gwarancji należy spodziewać się wymiany. Jeśli do tego dorzucimy coraz śmielej forsowany wynajem, to dojdziemy do wniosku, że rewolucja postępuje jeszcze szybciej, niż można było podejrzewać.

Zostawmy jednak te kwestie i przejdźmy do bohatera tego materiału. To crossover coupe, który ma zainteresować fanów elektryczności. Jego zaletą ma być nie tylko oryginalny design, ale też dobry stosunek ceny do jakości. Czy odniesie sukces? Ma szansę, choć łatwo nie będzie.

Lynk & Co 02  – chińskie po europejsku

Stylistyka tego samochodu powinna odpowiadać oczekiwaniom licznych klientów z naszego regionu. Liczne obłości zostały uzupełnionymi atrakcyjnymi elementami oświetlenia. Do tego doszły lakierowane nakładki w dolnych strefach i niezłe proporcje.

Jeżeli chodzi o gabaryty, to Lynk & Co 02 jest większy, niż mogą sugerować to zdjęcia. Chiński model ma 4460 milimetrów długości, 1845 milimetrów szerokości i 1573 milimetry wysokości. Jego rozstaw osi sięga 2755 milimetrów. Można wiec wywnioskować, że jest wielkości Toyoty Corolli Cross – przy zachowaniu większych odległości między kołami.

Lynk & Co 02
Lynk & Co 02

Wnętrze to połączenie nowoczesności i minimalizmu – jak u większości producentów. Dominują tu dwa ekrany, które wystają poza obrys podszybia. Pierwszy umieszczono przed kierownicą – i są to cyfrowe wskaźniki. Drugim jest dotykowy ekran multimedialny o przekątnej 15,4 cala. Aby kabina wyglądała atrakcyjniej, projektanci zastosowali materiały w różnych kolorach i oświetlenie nastrojowe. Z kolei bagażnik oddaje do dyspozycji 410 litrów wolnej przestrzeni.

Czas wspomnieć o danych technicznych. Chiński crossover coupe bazuje na architekturze Geely, do którego należy także Volvo. Posiada silnik elektryczny (zamontowany z tyłu), który generuje 268 koni mechanicznych i 343 niutonometry. Takie wartości pozwalają na rozpędzanie się do setki w 5,5 sekundy i osiąganie 180 km/h.

Lynk & Co 02
Lynk & Co 02

Ważnym elementem układu pozostaje bateria litowo-jonowa o pojemności 66 kWh. Według producenta, pozwala na pokonanie do 445 kilometrów. Ładowanie od 10 do 80 procent z mocą 150 kW trwa 30 minut.

Co ciekawe, Lynk & Co 02 jest już dostępny we Włoszech. Jego ceny startują od 35 495 euro, co stanowi równowartość 152 893 złotych. Jak na samochód elektryczny o tych parametrach, wydaje się to atrakcyjna oferta.

Prezentowany model trafił także do Niemiec, Francji i Holandii – różnice w cenach sięgają zaledwie kilku euro, więc nie będziemy ich podawać. Mówi się, że Lynk & Co coraz śmielej mówi o polskim rynku, dlatego istnieje duże prawdopodobieństwo, że wkrótce tu trafi.

Napisane przez Wojciech Krzemiński

Jestem dziennikarzem motoryzacyjnym i przedsiębiorcą. Od 2012 roku prowadzę NaMasce.pl. Tworzę dla Was materiały o tematyce samochodowej i motocyklowej, ale też zaglądam do światów technologii, fotografii i biznesu.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Chiński pociąg magnetyczny

Chiński pociąg magnetyczny osiąga 1000 km/h. A Europa ma butelki z przyczepionymi nakrętkami

Bolid F1 od Hot Wheels

Bolidy F1 jako Hot Wheels. Fani resoraków zacierają ręce!