Niemiecka marka coraz śmielej zmierza w stronę napędów na prąd, ale wciąż oferuje pełnoprawne jednostki spalinowe.
Dzięki temu oferuje luksus na dwa sposoby. Świetnym tego przykładem może być pojedynek Mercedesa S 500 z elektrycznym modelem EQS. To dwa topowe sedany, które znacząco różnią się układami napędowymi.
Czy nowoczesność jest lepsza, niż klasyka? Wiele zależy od naszego podejścia i oczekiwań. Fakty są takie, że prędzej czy później będziemy zmuszeni do jazdy samochodami o alternatywnych źródłach napędu i trzeba powoli oswajać się z tą myślą.
Klasa S kontra EQS
Prezentowana konfiguracja flagowej limuzyny ze Stuttgartu jest nam znana – testowaliśmy ją kilka miesięcy temu. Mercedes-Benz S 500 skrywa trzylitrową, doładowaną jednostkę, która znajduje się również pod maską AMG E 53. Dzięki funkcji EQ Boost (dodatkowy zastrzyk mocy z układu miękkiej hybrydy), łączny potencjał wynosi 435 koni mechanicznych i 520 niutonometrów. Przenoszeniem tej mocy na obie osie zajmuje się dziewięciobiegowy automat. Samochód waży 2065 kilogramów.
W porównaniu bierze udział Mercedes EQS z pojedynczą jednostką elektryczną, która oddaje do dyspozycji 330 koni mechanicznych i 570 niutonometrów. Wyraźnie mniejszą moc może zrekompensować większy moment i charakterystyka układu, który oferuje pełen potencjał już od samego zera. Problemem jest jednak masa własna sięgająca 2500 kilogramów.
Wszystko za sprawą ciężkich baterii. Wskazanie zwycięzcy tego pojedynku nie jest więc trudne. Jaka jednak była różnica na mecie? Sprawdź sam: