Wydaje się, że w tym przypadku dosłownie wszystko poszło źle – zaczynając od samej koncepcji, a kończąc na produkcji. Aż dziwne, że wzięli się za to pragmatyczni Finowie.
Lightyear EV został pokazany w 2019 roku i miał być swego rodzaju przełomem dla tamtejszej motoryzacji. Jak sama nazwa wskazuje, oferował elektryczny układ napędowy i spore pokłady oryginalności. Mimo tego, to nie mogło się udać.
Zacznijmy od samego producenta. Za jego istnienie odpowiadał koncern Atlas Technologies, który raczej nie wybrał właściwych kierunków rozwoju. W 2023 roku ogłosił upadłość, co poskutkowało zakończeniem projektu.
Nawet jakby jakimś cudem udało się utrzymać fińską markę motoryzacyjną, to i tak jej historia nie potrwałaby za długo. Prezentowany model był po prostu zbyt dziwny, za drogi i nie oferował niczego, co byłoby przełomowe.
Zacznijmy jednak od stylistyki. Niektórzy widzą w nim Poloneza, co oczywiście jest przesadą, ale garbata sylwetka rzeczywiście przykuwa na myśl starsze auta. Takie kształty są podporządkowane aerodynamice, co w przypadku samochodów elektrycznych jest bardzo istotne. Podobną karoserię ma Volkswagen XL1.
W przypadku niemieckiego modelu można jednak liczyć na nieco ładniejsze elementy oświetlenia i ogólną spójność designu, której tutaj raczej nie uświadczymy. Ten projekt po prostu wygląda już bardzo staro.
We wnętrzu też próżno szukać innowacji. Są tu co prawda cyfrowe wskaźniki i dotykowy ekran multimedialny, ale pięć lat temu i tak już prawie wszyscy to oferowali. Dla przykładu, Tesla posiadała jeszcze większe ekrany.
Niewątpliwym plusem tego modelu jest jakość wykończenia. Liczba gładkich, twardych tworzyw jest minimalna. Większość struktur to miękka, przyjemna w dotyku tkanina. Do tego dochodzą zamszowe i skórzane wstawki.
Lightyear EV na sprzedaż
Jeżeli chodzi o układ napędowy to raczej trudno się zachwycać. Co prawda Lightyear EV wykazywał się oszczędnością, ale nie na tyle, by mówić o jakimkolwiek przełomie. Jego akumulator trakcyjny o pojemności 60 kWh pozwalał na pokonanie 600 kilometrów w cyklu WLTP. Realnie jest to pewnie bliżej 450 kilometrów, co i tak stanowi dobry wynik.
Warte uwagi jest zastosowanie paneli słonecznych, które pomagały zasilać urządzenia pokładowe. Dzięki temu główna bateria była odciążana, co pozwalało na pokonanie nieco większego dystansu. Prędkość maksymalna? 160 km/h.
Fińskie auto miało być z powodzeniem sprzedawane za 250 tysięcy dolarów, czyli około milion złotych. Wszyscy wiedzą, jak ta historia się skończyła. Teoretycznie, właściciel takiego pojazdu może zacierać ręce ze względu na wyjątkowość i niemal żadną podaż. Rzeczywistość jest jednak nieco mniej radosna.
Na holenderski portal ogłoszeniowy Troostwijk trafił Lightyear z podwoziem numer 1. Można więc założyć, że to pierwsza sztuka w wersji produkcyjnej. Ktoś pokonał tym samochodem 11 tysięcy kilometrów. Całkiem sporo.
Licytacja potrwa do końca września. Póki co (11 września) osiąga kilkanaście tysięcy euro, co raczej nie zwiastuje zarobku. Problemem auta jest nie tylko wszechobecna przeciętność, ale też brak prestiżu marki, która, choć ma jeszcze własną stronę internetową, pozostaje tworem bliskim science fiction.