Lata 80. i 90. były erą superamochodów. To właśnie wtedy zadebiutowały najbardziej rozpoznawalne auta sportowe, których plakaty wisiały nad łóżkami fanów motoryzacji.
Największą liczbę zwolenników miały oczywiście modele Ferrari i Lamborghini. Auta z włoskich stajni przyciągały wzrok, świetnie brzmiały i kusiły świetnymi osiągami. Choć bywały kapryśne i wyjątkowo niepraktyczne, skradały serca każdego, kto miał szacunek do czterech kółek.
Choć nie były to najlepsze czasy dla manufaktur, istniało też kilku mniejszych przedsiębiorców, którzy chcieli odebrać tuzom rynkowym przynajmniej część poświęcanej im uwagi. Najczęściej kończyło się to na ambitnych planach, ale w niektórych przypadkach udało się, przynajmniej na moment, zwrócić uwagę świata.
Cel? Przyćmić Lamborghini. Dosłownie…
Wśród takich firm znajduje się Cizeta. To włoska marka, która została stworzona pod koniec lat 80. Historia tego projektu jest bardzo ciekawa. Zaczęło się od Marcella Gandiniego, który postanowił zaprojektować następcę modelu Countach. Po wielu godzinach spędzonych przy deskach kreślarskich przedstawił pomysł Chryslerowi (ówczesnemu właścicielowi Lamborghini), ale władze go odrzuciły, co miało mieć związek ze zbyt futurystycznym designem. To dość nietypowy argument, jak na końcówkę ubiegłego wieku…
Pewnego dnia doszło jednak do przełomu. Prace nad nowością docenił Claudio Zampoli będący wtedy szanowanym przedsiębiorcą. Postanowił zaproponować współpracę Gandiniemu, a ten się zgodził. I tak rozpoczęły się wszystkie zaawansowane procesy związane z zaprojektowaniem podzespołów.
Cizeta Moroder V16T – tego jeszcze nie było
Efekt ich wysiłków został zaprezentowany w 1988 roku w Stanach Zjednoczonych. Przyjął nazwę Moroder i od razu zyskał sławę oraz zainteresowanie. Auto rzeczywiście prezentowało się bardzo odważnie. Uwagę zawracały aż cztery otwierane reflektory i dość nietypowo poprowadzona linia. Niektórzy uważali, że to przerost formy nad treścią, ale w ostateczności wygrała siła przebicia Włochów.
Jest to pierwszy powojenny samochód, który doczekał się silnika V16. Cóż to za konstrukcja? Inżynierowie zdecydowali się na połączenie dwóch jednostek V8 z Lamborghini. 6-litrowy silnik miał 4 zawory na cylinder (łącznie aż 64!) i potrafił kręcić się do bardzo wysokich obrotów. Oferował 540 KM (przy 8000 obr./min.) i 540 Nm (przy 6000 obr./min.).
Masa własna włoskiego supersamochodu sięgała 1600 kg. To dość dużo, ale i tak osiągi były całkiem przyzwoite. Przyspieszenie do setki trwa 4,5 sekundy, a prędkość maksymalna wynosi 328 km/h. W tamtych czasach nie były to rekordowe wyniki, ale plasowały się w czołówce, co wystarczyło, by znaleźli się chętni na zakup. Było ich jednak zbyt mało (rekord padł w 1992 roku, kiedy złożono kilka zamówień), żeby producent mógł przetrwać. Jednym z powodów okazała się zaporowa cena.
Po 4 latach istnienia, dokładnie w 1995 roku, skończyła się pewna epoka i ogłoszono upadłość. W 2006 wskrzeszono jednak legendarną markę, ale pod szyldem firmy Cizeta Automobili USA. Tym samym siedziba została przeniesiona z Modeny do Fountain Valley (Kalifornia).
Wyjątkowa sztuka na sprzedaż
Jak można się domyślać, liczba istniejących egzemplarzy jest niezwykle mała. Prawdę mówiąc niewiele osób miało okazję zobaczyć jakiś „na żywo”. Wyjątkowość tego modelu podkreśla także niesamowicie brzmiący silnik. Teraz ktoś będzie miał szansę posłuchać go na swoim podjeździe, ponieważ jedna ze sztuk trafiła na sprzedaż.
Pochodzi z 1993 roku i należała do Sułtana Brunei. Jak większość pojazdów tej osobistości, nie była zarejestrowana i trzymano ją we właściwych warunkach. Dotychczas zdołała pokonać niecałe 1000 km, co mówi samo za siebie. Jak podaje Business Insider, cena auta może wynosić nawet 725 tysięcy dolarów, co stanowi ponad 2,7 miliona złotych.