Nie jest tajemnicą, że na pokładzie słynnego, płonącego statku znajdowały się ostatnie stworzone sztuki kultowego modelu.
Jak każdy wie, jednostka transportowa miała na pokładzie kilka tysięcy egzemplarzy samochodów grupy Volkswagena. Niestety, żaden nie został uratowany. Statek (a raczej to, co z niego zostało) zatonął i zabrał ze sobą miliardy złotych. Właśnie dlatego Lamborghini Aventador wraca do produkcji.
To oficjalna decyzja producenta. Wydaje się słuszna i w pełni uzasadniona biorąc pod uwagę okoliczności. Klienci zapłacili duże sumy za finałową serię i zwrot kosztów nie jest raczej w pełni satysfakcjonujący. Z pewnością był to transport ubezpieczony, jednakże nie zawsze chodzi jedynie o pieniądze. W końcu to Aventador, a nie Fabia czy Polo.
Niewiele, ale jednak
Wśród tysięcy samochodów pochłoniętych przez pożar na statku Felicity Ace było 85 egzemplarzy Lamborghini. Jak przekazała włoska marka, większość floty stanowił Urus. To również cenny model, tyle że o nieco innym znaczeniu wizerunkowym.
Zobacz także: Czekasz na nowe auto z grupy VAG? Volkswagen sprawdza, czy nie było go na płonącym statku (wideo)
Lamborghini Aventador Ultimae znowu zjedzie z taśm montażowych – w liczbie 15 sztuk. Choć ta liczba nie wydaje się duża, może być kłopotliwa dla całego procesu logistycznego, który nie zakładał takiego „powrotu”. Niewykluczone, że wpłynie to na opóźnienie premiery następcy.
Wypadki się zdarzają i trzeba o tym pamiętać. Ważne, że Lamborghini podjęło krok, by naprawić tę nieprzyjemną sytuację. Póki co jednak nie podano informacji na temat terminów dostaw nowych Aventadorów.