Zdarzenie miało miejsce we Wrocławiu na skrzyżowaniu ulic Hutniczej i Lotniczej.
Teoretycznie, w takich warunkach nic nie powinno się stać. Warunkiem jest przestrzeganie przepisów. Niestety, w praktyce bywa z tym różnie. W tym przypadku błąd popełnił kierowca Opla Corsy, który zlekceważył sygnalizację.
Osoba prowadząca Mitsubishi ruszyła dopiero wtedy, gdy zaświeciło się zielone. Prędkość białego pojazdu była oczywiście niska, bo od startu pokonał zaledwie dziesięć metrów. Gdy japoński crossover wjechał już na skrzyżowanie, znalazł się na kursie kolizyjnym z samochodem zbliżającym się z lewej strony.
Czerwone to nie ściana, ale…
Użytkownik niemieckiego auta zlekceważył czerwone światło lub pozwolił sobie na zagapienie. Oba scenariusze prowadzą jednak do tego samego. Kierowca Opla zorientował się za późno, że może dojść do zderzenia. Zaczął hamować, ale nie miał szans na skuteczne wytracenie prędkości.
Opel z impetem uderzył w boczną część karoserii większego pojazdu zmierzającego w innym kierunku. W takich okolicznościach nie jest trudno o dachowanie. Ostatecznie, Mitsubishi wylądowało na boku.
Kierowca i pasażer ASX-a byli w szoku. Jak wynika z informacji przekazanych przez świadka, to samo dotyczyło osób przebywających w Mitsubishi. Okazało się, że sprawcą jest kobieta.
Najważniejsze jednak, że wszyscy opuścili kabiny pojazdów o własnych siłach i obyło się bez poważnych uszczerbków na zdrowiu.