Zima w końcu przypomniała o swoim istnieniu. I to bardzo dosadnie. Obfite opady śniegu przykryły południową część Polski i przebiegające przez nią drogi.
Warunki były naprawdę trudne. Nawet główne odcinki autostradowe pokrywała duża warstwa śniegu eliminująca widoczność pasów czy innych elementów infrastruktury. Jazda z prędkością 70 km/h była wręcz niebezpieczna – nawet na dobrych oponach zimowych.
To, co dla jednych jest problemem, dla drugich może być okazją do niekonwencjonalnych zabaw. Kulig ekstremalny jest tego dobrym (i negatywnym zarazem) przykładem. Polega na ciągnięciu sanek, opon lub innych elementów ślizgających się po na wierzchni.
Różnica między nim a normalnym kuligiem polega na tym, co jest źródłem napędu. W tym ekstremalnym to zazwyczaj pojazd mechaniczny. Jeżeli byłby to traktor, na przykład poczciwy Ursus 330, to raczej nie byłoby większych powodów do obaw.
Problem w tym, że ludzie szukający adrenaliny podpinają sanki i opony do samochodów, których kierowcy rozpędzają się do horrendalnych prędkości. Jak można się domyślać, to bardzo niebezpieczne.
Każdego roku dochodzi do wypadków w takich okolicznościach. Kuligi bywają bardzo niebezpieczne – szczególnie wtedy, gdy ich organizatorzy i uczestnicy nie przestrzegają podstawowych zasad bezpieczeństwa.
Taka zabawa może wydawać się fajna, ale do momentu, w którym wydarzy się coś złego. Jazda na oponie przypiętej sznurem do samochodu to maksymalizowanie ryzyka wypadku. Pamiętajmy, by tego nie powtarzać.
Warto też informować o tym młodzież i nasze dzieci, które niekiedy nie zdają sobie sprawy z niebezpieczeństwa. Widać to także po komentarzach pod takimi nagraniami. Między zabawą a tragedią może być cienka granica.