Ten materiał prosto z polskich dróg wzbudza gorącą dyskusję prowadzoną przez internautów, którzy dzielą się na dwa „obozy”.
Kontrowersyjna sytuacja na rondzie zakończyła się kolizją. Wzięli w niej udział dwaj kierowcy – białego Lexusa i srebrnego Mercedesa. Który z nich odpowiada za to zdarzenie? Odpowiedź nie jest oczywista.
Zacznijmy od tego, że użytkownik japońskiego samochodu zamierzał opuścić rondo jadąc wewnętrznym, lewym pasem. Po swojej prawej stronie miał kierowcę Mercedesa. W pewnym momencie, ten pierwszy przeciął tor jazdy drugiego i doszło do kontaktu.
Na pierwszy rzut oka wszystko wydaje się jasne – za sprawcę powinien zostać uznany użytkownik Lexusa. Warto jednak przyjrzeć się zachowaniu kierowcy Mercedesa. Jego reakcja budzi niemałe wątpliwości.
Próba wymuszenia?
Gdy Lexus opuszcza rondo, Mercedes nie wytraca prędkości, tylko wręcz przeciwnie – przyspiesza, jakby chciał dogonić białe auto. Należy też zwrócić uwagę na zmianę toru jazdy. Kierowca niemieckiego pojazdu wykonał korektę, która nie wyglądała na chęć utrzymania się na rondzie. Zrobił wiele, by trafić w drugi samochód.
Tu nie chodzi o to, by ściągać winę z kierowcy Lexusa, ponieważ wymusił pierwszeństwo. Z kolei kierowcy Mercedesa nie można zarzucić tego, że nie uniknął zderzenia (nie musiał hamować, mógł nie widzieć), lecz to, że zrobił praktycznie wszystko, by zwiększyć jego prawdopodobieństwo (przyspieszył, „skorygował” tor jazdy).
Sprawę powinni rozstrzygnąć funkcjonariusze – zaraz po przeanalizowaniu nagrania. Użytkownik japońskiego auta nie ma szans się wybronić. Kierowca srebrnego coupe może zastosować argumentację sugerującą panikę lub instynktowne zachowanie. Krótko mówiąc, niewykluczone, że uniknie mandatu.