Choć miał kilka szans, nie zdołał ich wykorzystać. Sympatyczny, uśmiechnięty i bardzo barwny Australijczyk kończy swoje zmagania w Formule 1.
Koniec Ricciardo był ogłaszany już wtedy, gdy nie radził sobie w McLarenie. Christian Horner postanowił jednak wyciągnąć do niego pomocną dłoń, co zwiastowało nowe otwarcie. Po serii obiecujących testów, Daniel dostał etat w Visa Cash App RB, czyli ekipie satelickiej.
Niektórzy podejrzewali, że słaba forma tego kierowcy wiąże się z niedopasowaniem go do konfiguracji bolidu wspomnianego McLarena. To mogło tłumaczyć bezapelacyjnie słaby występy na tle Lando Norrisa, który był poza zasięgiem.
Australijski kierowca był tak słaby, że zespół sam mu podziękował przed zakończeniem kontraktu. To wiązało się z wypłatą wielu milionów dolarów, ale Zac Brown uznał, że to lepsze rozwiązanie, niż trzymanie Daniela w kokpicie.
Po takiej historii można było się załamać. Właśnie dlatego tak ważny był gest szefa Red Bulla, który przez lata utrzymywał dobre stosunki z Ricciardo. Choć wszyscy tego bardzo chcieli, Australijczyk nie spisał się za dobrze.
Koniec Ricciardo
Wydawało się, że na tle Tsunody będzie wypadał co najmniej bardzo dobrze. Życie jednak zweryfikowało przypuszczenia. Dawny partner zespołowy Verstappena przegrywał z Japończykiem – zarówno w kwalifikacjach, jak i samym wyścigu. I nie można mówić o pechu, tylko regularnym brakiem tempa.
Po ostatnim wyścigu, wyraźnie przybity Ricciardo mówił o tym, że może być już po prostu za wolny. Według nas nie jest to takie oczywiste, bo trudno uwierzyć, że stracił fizyczne możliwości. Podobnie jak u innych sportowców, kluczem do sukcesu jest psychika. Być może ona zawodziła, co jest bardzo częstym zjawiskiem na tym poziomie rywalizacji.
Koniec Ricciardo nie miał tak wyglądać. Australijczyk był szykowany do Red Bulla na miejsce Pereza. Szybko jednak okazało się, że nie radzi sobie nawet z Tsunodą, dlatego angaż w poważniejszym zespole był niemożliwy.
Pozostawienie go w Visa Cash App też nie miało sensu. Sponsorzy słusznie sugerują, że to zespół juniorski i nie powinno być w nim taryfy ulgowej dla tak doświadczonego kierowcy. Było więc jasne, że Daniel w końcu zostanie zmuszony do ustąpienia miejsca.
Nie wszyscy zwiastowali, że będzie to tak szybko, ale obserwatorzy Formuły 1 zdawali sobie sprawę, że zerwanie kontraktu jest blisko. Ricciardo, przy całej sympatii do niego, ponownie nie wykorzystał danej mu szansy.
Szkoda tylko, że pożegnanie Ricciardo nie było takie, na jakie zasłużył. To świetna osobistość, która powinna pozostać w padoku F1 – najlepiej w jakiejś medialnej roli. Nie ma osoby, która go nie lubi, co jest cenną wartością.
Następca już gotowy
To było oczywiste zagranie. Koniec Ricciardo jest początkiem Lawsona. To nowozelandczyk, junior Red Bulla i naprawdę dobry prospekt. Dał się poznać podczas zastępstwa Daniela, gdy ten doznał kontuzji ręki.
Lawson błyskawicznie zaadaptował się w bolidzie Australijczyka i od razu zyskał świetne tempo. Mimo braku doświadczenia, świetnie sobie radził z Tsunodą. Było więc jasne, że ma szansę na fotel w sezonie 2025.
Te kilka wyścigów może dać odpowiedź Red Bullowi, czy Liam jest gotowy na partnerstwo z Verstappenem. Jeśli będzie lepszy, niż Perez albo w jego pobliżu (w gorszej maszynie), to może dojść do roszady.
Krótko mówiąc, Perez zachowa fotel w rodzinie, ale zostanie zdegradowany do Visa Cash App Rb, a Lawson przejmie jego miejsce. Nowozelandczyk ma więc teraz sporo czasu, by się wykazać na tle japońskiego rywala.