Praca policjanta nie zawsze jest łatwa, ale trudno nie odnieść wrażenia, że funkcjonariusze sami ją czasem sobie utrudniają.
Oto jeden z licznych przykładów, który ukazuje, dlaczego społeczeństwo ma wątpliwości, co do intencji mundurowych. W niektórych sytuacjach po prostu aż trudno uwierzyć w zachowanie osób, które mają odpowiadać za pilnowanie przestrzegania prawa.
Pojazd uprzywilejowany?
Zdarzenie miało miejsce w Brodnicy. Kierowca oczekiwał na zielone światło przed skrzyżowaniem. W pewnym momencie zobaczył sygnały świetlne i usłyszał syrenę policyjną. Nie zastanawiając się długo, zjechał na chodnik, by ustąpić pojazdowi uprzywilejowanemu.
Ten jednak nie pojechał dalej. Mundurowy wyszedł nieoczekiwanie z kabiny, a następnie podszedł do zdezorientowanego kierowcy od razu zadając mu pytanie, czy brał jakieś narkotyki. Jak każdy doskonale wie, nie jest to prawidłowa forma, od której powinna zacząć się jakakolwiek rutynowa kontrola.
Gdy kierowca zaprzeczył, usłyszał kolejne pytanie: „dlaczego Pan na czerwonym przejechał”. Jego odpowiedź była oczywista. Zobaczył pojazd uprzywilejowany i chciał mu ustąpić, co jest jedynym słusznym rozwiązaniem. Warto dodać, że w żadnym stopniu nie naraził nikogo na niebezpieczeństwo.
W tym momencie padł argument policjanta: „ale my nie jechaliśmy, tylko staliśmy w miejscu”. Nie, to nie film komediowy. To interwencja polskiej policji. Funkcjonariusz oznajmił, że włączenie sygnałów dźwiękowych i świetlnych nie uprawnia innego kierowcy do przejazdu na czerwonym świetle. Jak rozumiemy, według jego toku myślenia, w takich okolicznościach należy blokować na przykład karetkę, tak? Brak słów…
Argument zwala z nóg
Jeżeli myślicie, że to koniec absurdów, to jesteście w błędzie. Sygnały dźwiękowe i świetlne zostały aktywowane w takich okolicznościach, żeby skontrolować kierowcę właśnie w tym miejscu z powodu rzekomo przepalonej żarówki nad tablicą rejestracyjną.
Funkcjonariusze postanowili sprawdzić pozostałe światła pojazdu, gaśnicę oraz trójkąt. Ostatecznie, skończyło się na pouczeniu. Gdyby nie kamera zamontowana w samochodzie kontrolowanego kierowcy, to pewnie część osób, by mogła nie uwierzyć w sposób przeprowadzania tych wszystkich czynności.
Mamy nadzieję, że kierowca zgłosił sprawę… na policję. Pytanie tylko, czy potencjalna skarga coś da…? Takie zachowania osób, które powinny cieszyć się zaufaniem publicznym to po prostu skandal i wstyd dla munduru. Nic dziwnego, że policja wciąż ma problemy z reputacją.