Nie jest tajemnicą, że kierowcy nie przepadają za użytkownikami jednośladów napędzanych siłą ludzkich mięśni. W tej relacji jest oczywiście pełna wzajemność.
Niekiedy można odnieść wrażenie, że obie strony mogłyby zachować się lepiej. Tym razem jednak nie ma wątpliwości, kto jest w grupie winnych. Kłótnia z rowerzystami była efektem braku instynktu samozachowawczego.
Do zdarzenia doszło na bocznej drodze w bliżej nieokreślonej miejscowości. Tak czy inaczej, nie było dużego ruchu. Aczkolwiek to nie oznacza, że należy ignorować panujące przepisy i zasady. Dla własnego bezpieczeństwa, zawsze należy stosować się do oznakowania.
Kłótnia z rowerzystami – psi argument
Kierowca zbliżył się do rowerzystów, ale nie był w stanie ich wyprzedzić, ponieważ zajmowali praktycznie całą jezdnię. Postanowił więc użyć sygnału dźwiękowego. Po jego usłyszeniu, jeden z użytkowników jednośladów zatrzymał się i postanowił wejść w dyskusję z kierowcą.
>Lekkomyślny rowerzysta zignorował czerwone. „Jeszcze miał pretensje” (wideo)
Kierujący większym pojazdem usłyszał pretensje z powodu trąbienia. Najciekawszy był jednak argument dotyczący psa. Rowerzysta stwierdził, że jechał cała szerokością, bo stosował się do psa, którego trzymał na smyczy.
Ciekawe podejście do hierarchii rodzinnej. I nie mielibyśmy z tym problemu (czworonogi są super), gdyby nie okoliczności. Nasi futrzani przyjaciele powinni być pod pełną kontrolą, szczególnie na drodze, gdzie mogą znajdować się inni uczestnicy ruchu drogowego.
Podejrzewamy, że kłótnia z rowerzystami nie doprowadziła do autorefleksji. Użytkownik jednośladu miał jeszcze pretensje do kierowcy, co w tej sytuacji wydaje się absurdalne. Wydaje się, że zirytowanie na sygnał dźwiękowy odebrało rowerzyście zdolność do obiektywnej oceny sytuacji. To niestety często się zdarza na polskich drogach. Klakson służy przecież do ostrzegania, a nie irytowania.