Każdy, kto choć trochę rozumie naturę rynku motoryzacyjnego, doskonale zdaje sobie sprawę, że dobry produkt obroni się sam. Samochód, który jest wartościowy nie będzie potrzebował dotacji, rabatów, ulg i przywilejów. Może być nawet drogi, a i tak klienci będą chcieli go kupować.
Widać to choćby w Polsce, gdzie w pierwszej dziesiątce rankingu sprzedaży znajdują się trzy, a czasem nawet cztery marki premium. Nasz kraj nie jest jednak jedynym, który chętnie stawia na nieco bardziej prestiżowe auta. Klienci premium z całego świata mają podobne podejście, o czym przekonał się Mercedes.
Pamiętamy odważne deklaracje niemieckiej marki i chęć przejścia na samochody wyłącznie elektryczne już w 2030 roku. Przecież chodzi o środowisko! No cóż, rynek szybko zweryfikował te wszystkie wątpliwe plany.
>Mercedes znów inwestuje w silniki spalinowe. „Elektryczne” plany były zbyt ambitne
Pamiętajmy, że pod pięknymi słowami zawsze kryje się biznes. Jeżeli sprzedaż nie będzie satysfakcjonująca, to żadna idea (a tym bardziej ideologia) nie pozwoli utrzymać konkurencyjności. Nic więc dziwnego, że producent ze Stuttgartu wprowadza pewne korekty.
Nie ma już oczywiście mowy o rezygnacji z jednostek spalinowych. Niemcy pozwolili sobie nawet na jeszcze większą zmianę kursu, ponieważ zainwestują miliony w konwencjonalną technologię napędową, co oznacza, że utrzymają na rynku silniki benzynowe i wysokoprężne tak długo, jak będzie to możliwe. I słusznie.
Klienci premium nie chcą elektryków
Europejska sytuacja jest już dobrze znana. Nieodpowiedzialni politycy albo ulegli ideologii, albo lobbystom. Tak czy inaczej, efekt jest taki, że może jest mało sensownie, ale przynajmniej drogo – to tak w skrócie.
Chińczycy mają oczywiście bardziej swobodne podejście do napędów akumulatorowych. Nie zamierzają na nie przechodzić, tylko będą je rozwijać równocześnie. Klucz to dywersyfikacja oferty. To nabywcy mają decydować, czym chcą jeździć, a nie politycy, którzy chcą sterować rynkiem.
Jak podaje Handelsblatt, na Dalekim Wschodzie sprzedaje się 50 razy więcej egzemplarzy Klasy S, niż modelu EQS. A to o czymś świadczy. Klienci premium nie widzą prestiżu w samochodach elektrycznych i jakoś nas to nie dziwi.
Czy sytuacja ulegnie zmianie? No cóż, pozostaje wierzyć w refleksję na Starym Kontynencie – póki jeszcze nie jest za późno. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że technologia akumulatorowa pochłonęła miliardy i wielu producentów zaufało zapowiadanym zmianom.
Nietrudno dojść do wniosku, że zyskują na tym chińskie marki, które wypełniają luki po autach spalinowych, a jednocześnie proponują coraz bardziej zaawansowane modele elektryczne w Europie. Zachód powinien wziąć się w garść i przestać wciskać to, czego ludzie nie chcą.
Paradoksalnie, to całe lobbowanie na rzecz elektryków budzi tylko do nich niechęć. Jeżeli będą na tyle korzystne cenowo i użytkowo, by konkurować albo pokonywać auta spalinowe, to przecież klienci sami się po nie zgłoszą.