Do bardzo niecodziennego zdarzenia doszło w miejscowości Tainan City, która znajduje się na południu Tajwanu.
Nagranie z pobliskiego monitoringu ujawnia mężczyznę siedzącego na masce amerykańskiego samochodu elektrycznego. Była to Tesla Model S, która właśnie w taki sposób wiozła „pasażera” przez kilkaset metrów.
Spór o parking
Między parkingowym a kierowcą Tesli doszło do sporu. Czy była tam strefa darmowego pozostawiania auta z napędem elektrycznym, a pracownik obiektu tego nie wiedział? A może to posiadacz drogiego samochodu postanowił po prostu nie płacić za postój i chciał odjechać, jak gdyby nigdy nic?
Okazało się, że to efekt wieloletniego sporu o prawa majątkowe do przestrzeni między budynkiem mieszkalnym a hotelem. Chodzi właśnie o wspomniany już parking. Całą sytuację poprzedziło uszkodzenie ogrodzenia parkingu, którego dopuścił się użytkownik Modelu S. Potem dopiero doszło do zabrania pasażera „na gapę”.
Szczęśliwe zakończenie
Ostatecznie, udało się uniknąć poważnych konsekwencji zdrowotnych. Parkingowy zszedł bezpiecznie z maski i nie odniósł żadnych obrażeń. Gdy kierowca Tesli był jednak bardziej złośliwy (i nierozsądny) mogłoby dojść do tragedii.
Przypomnijmy, że Tesla Model S, w zależności od wersji, oferuje przyspieszenie do setki w zaledwie 2,1-3,2 sekundy i prędkość maksymalną na poziomie 320 km/h. To wszystko przy zasięgu wynoszącym 600-800 kilometrów. Takie wartości robią wrażenie. Cena? Auto kosztuje co najmniej 395 990 złotych